7 września 2015

ROZDZIAŁ PIĘĆDZIESIĄTY PIERWSZY


   Dzisiejszy rozdział nie należy do najdłuższych, w ogóle nie wiedziałam jak zabrać się za pisanie. Robiłam trzy podejścia i nie szło mi to wszystko. W ostatnim czasie nie jest u mnie dobrze z weną, z pisaniem, z ogarnianiem rzeczywistości, z dbaniem o siebie. Tak naprawdę z niczym nie jest dobrze, ale wierzę, że to się zmieni i pomimo że zasnę ze smutkiem, obudzę się z radością. :)

   Obiecuje, że jeszcze w tym tygodniu coś się pojawi, nie wliczając niedzieli :P

   A teraz życzę miłego czytania.

   Manka ♥



**** **** **** **** ****


   Jessica na chwilę odpłynęła, czując dotyk ciepłych ust Davida na swoich. Zamknęła oczy i pragnęła, aby ta chwila trwała wiecznie. Zmartwienia i smutki na chwile straciły pierwsze miejsce w jej głowie. Dała pocałunkowi pierwszeństwo, był od namiętny, ale i delikatny. Taki wspaniały, jakiego jeszcze nigdy nie spotkała, kolejna nowość w jej życiu.
   Kiedy jednak pojawiły się kolejne pytania w jej głowie, odsunęła się od chłopaka o krok i spojrzała w jego oczy, które płonęły. Automatycznie poczuła jak jej policzki robią się czerwone i gorące, więc spuściła na chwile wzrok. Gdy go po chwili podniosła, zapytała niepewnie:
- Jak to?
- Tak po prostu – wzruszył ramionami David, a na jego twarzy zakwitł szeroki uśmiech.
- Wiesz, że nie mogę tak po prostu zostać. Nie mogę wam tego zrobić – posmutniała.
- Mam to powtórzyć? – spojrzał na nią zadziornie.
- Ale co? – udała, że nie wie, o co chodzi szatynowi.
- Przybliżę się do ciebie – zrobił krok naprzód. – Ujmę twoją twarz i wiesz co będzie dalej.
- Nie wiem – zaśmiała się spoglądając w jego oczy, bo pragnęła, żeby zrobił to jeszcze raz.
- Wiesz, wiesz – puścił do niej oczko i zrobił kolejny krok przed siebie, a Jessica cofnęła się i poczuła za sobą drewnianą belkę. – Nie masz gdzie iść – nie przestawał kroczyć do momentu aż był tak blisko, że ich twarze dzieliły tylko milimetry. Jess czuła jego oddech na swoim policzku i wargach.
- Nie zrobisz tego – pokręciła głową i spojrzała do góry na twarz chłopaka.
- Przekonajmy się – nachylił się nad dziewczyną, a Jessica stanęła na palcach. Po raz kolejny poczuła to cudowne ciepło na swoich wargach. Wplotła palce z brązowe włosy chłopaka i pragnęła, żeby ta chwila trwała wiecznie. Belka za plecami uniemożliwiała jej cofnięcie się, była przygwożdżona, jednak bardzo jej się to podobało.
   Dopiero po wielu sekundach, David odsunął się od dziewczyny, na której twarzy widniał duży rumieniec. Uśmiechnął się na ten widok i nie żałował tego, co zrobił. Pragnął tej chwili od dłuższego czasu we własnym wnętrzu, jednak nie chciał na początku dopuścić do własnego wnętrza tych myśli, pragnień. Zaczęły rządzić jego wnętrzem podczas trasy, zaczynał to odkrywać na nowo, wszystko zaczynało stawać się jasne i przejrzyste, takie nowe i wspaniałe.
   Teraz, kiedy spoglądał na nieco zakłopotaną, ale radosną twarz Jessicy, w jego głowie pojawiła się myśl, że jest szczęściarzem, że ma taki skarb przy sobie.
- Dlaczego to zrobiłeś? – zapytała i spojrzała na chłopaka.
- Ale co?
- Dlaczego mnie pocałowałeś? – szepnęła i na chwile spuściła wzrok.
- Bo… - dotknął blondynki podbródka i lekko uniósł jej twarz. Spojrzał w jej niebieskie oczy i kontynuował. – Nie pozwolę ci odejść. Jesteś moją przyjaciółką, jesteś najbliższą mi osobą. Zakochałem się w TOBIE – wyznał.
- Ojejku.
- Podczas trasy bez przerwy myślałem o chwilach, które spędziliśmy razem. Tak wiele sobie uświadomiłem i nie mogę dzisiaj pozwolić, żeby głupi artykuł zniszczył to wszystko.
- Nie wiem, co powiedzieć – nie przestawała obserwować Davida twarzy i nie mogła przyswoić sobie jego słów. Każda część wypowiedzianych przez niego zdań, uderzyły ją głęboko w serce. W oczach zabłąkała się jedna łza – łza radości. Uczucia pojawiały się z każdą sekundą, wciąż było ich więcej i więcej. Zamknęła na chwilę oczy i oddychając spokojnie próbowała sobie to jakoś poukładać. David powiedział, że się w niej zakochał – chłopak, który był jej idolem powiedział to, czego nigdy by się nie spodziewała.
   W ułamku sekundy dotarły do niej jej własne myśli, przemyślenia i wszystkie te wydarzenia, które towarzyszyły jej, gdy przebywali razem, ale i osobno. Jej serce robiło fikołki radości, a ona otworzyła oczy.
   David o nic nie pytał, jedynie usiadła na jednym ze schodków i spoglądał na dziewczynę z szerokim uśmiechem.
- A więc? – zapytała i przysiadła się koło niego.
- Słucham – udał zamyśloną minę.
- Przestań tak robić – szurnęła go w ramię.
- Nie podobam ci się taki? – poruszył jedną brew.
- Niiee… - przeciągnęła odpowiedź i się zaśmiała. – Ale poza tym jesteś wspaniały.
- No wiem – zaśmiał się uroczo i zwrócił się twarzą w stronę Jess. – Ale oprócz tego, że jestem wspaniały to i uparty, dlatego wiedz, że już nigdy się mnie nie pozbędziesz, a głupi artykuł wyląduje w śmietniku.
- Wiem, trochę mnie poniosło z tym wszystkim – przygryzła dolną wargę. – Przecież od mógł zniszczyć wszystko, mógł zniszczyć moje uczucia do ciebie i do was wszystkim.
- Do mnie? – zdziwił się, ale to słowo jedynie pozwolił sobie usłyszeć i wyciągnąć ze zdań Jess.
- Tak do ciebie – pokiwała głową.
- To znaczy? – był ciekawy i spoglądał na nią z uniesioną brwią.
- To znaczy, że jeżeli myślałeś, że każda z tamtych sytuacji była wymuszona, mój płacz, mój gniew, mój spokój, czy inne rzeczy jakie nam się przytrafiły przez te pięć miesięcy, to byłeś w błędzie.
- Co masz na myśli? – zaciekawił się jeszcze bardziej.
- To, że dobrze całujesz – zaśmiała się. – A tak na poważnie, to chyba też popadłam w stan zwany zakochaniem.
- A w kim? – nie przestawał, a z każdą odpowiedzią Jess, uśmiech Davida automatycznie się powiększał.
- W tobie, świrusie – szturchnęła go ponownie i skrzyżowała kolana, aby siedzieć to turecku.
- Serio? – zbliżył się do dziewczyny i udawał niedowiarka.
- Nie, na niby – zaśmiała się i odsunęła, tak, że siedząc opierała się tej samej belki.
- Fajnie – uśmiechnął się i spoglądał na Jess.
- Nie patrz się tak – powiedziała po chwili i przesunęła jego twarz, tak że teraz patrzył na ścianę werandy.
- Na ciebie mógłbym patrzeć bez końca – powiedział z twarzą marzyciele, a po chwili się zaśmiał.
- Zamiast się śmiać, lepiej chodź pobiegać.
- Już nie planujesz odchodzić? – spojrzał na nią.
- Nie zamierzam, poza tym nie mam dokąd odejść. Wszystko mam tu – wskazała na chłopaka serce i wstała. – Chodź – wyciągnęła w jego stronę rękę.
- Jasne – ujął jej dłoń i poczuł lekkie łaskotanie, na co jedynie się uśmiechnął.
- 10 kilometrów – oznajmiła mu i ruszyła przed siebie.
- Hej, ustalaliśmy, że będzie 5.
- Wiem, ale zmieniłam zdanie – wystawiła mu język i wybiegła na chodnik.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy