17 sierpnia 2015

ROZDZIAŁ CZTERDZIESTY PIĄTY


   Miałam tu być wczoraj, ale cóż pochłonął mnie telewizor i wizyta rodzinki. Mam cudowny okres w życiu, no i nie rezygnuje z pisania. Nie rezygnuje z dodawania rozdziałów i już kolejny poniedziałek pojawia się rozdział.:*

   Mam nadzieje, że Wam się spodoba. Dużo w nim dialogów, ale chciałam dodać coś luźniejszego bez jakiejś dynamicznej akcji. Tylko taki spokojny, potem będzie się dziać o wiele więcej ;)

   Manka ♥



**** **** **** **** ****


- Hej – powiedział niepewnie David patrząc na dziewczynę i nie spuszczając wzroku z jej zaskoczonej miny.
- Co… ty… tutaj robisz? – wydukała nadal oszołomiona widokiem chłopaka w progu.
- Vici zadzwoniła do chłopaków, że nie chcesz wpaść dzisiaj na naszą imprezę – odpowiedział i przygryzł dolną wargę.
- I po to jechałeś tyle kilometrów? – oszołomienie ustępowało złości i rozdrażnieniu. – Przyjechałeś po to, że powiedziałam, że nie przyjdę na imprezę?
- Nie… - odpowiedział lekko zmieszany. – Chciałem pogadać.
- A o czym tutaj gadać, nie chcę iść i koniec. To moje życie i moja decyzja, co będę robić dzisiejszego wieczorku.
- Nie chcę gadać o imprezie – podniósł głos zirytowany.
- A o czym? – zdziwiła się jeszcze bardziej niż jego widokiem, a jej oczy automatycznie wydały się większe.
- Mogę wejść?
- Jasne – otworzyła szerzej drzwi i wpuściła do środka. Zaczekała aż Dav usiądzie na beżowym fotelu, a potem sama usadowiła się po turecku na łóżku przy laptopie.
    Przez chwile spoglądali na siebie w milczeniu. Jessica w oczekiwaniu, a brunet opracowywał jak powinien wszystko zacząć. Jednak żaden z jego pomysłów, nie wydawał mu się dość dobry. Po chwili tętno lekko mu przyśpieszyło, a on zaczął się lekko stresować. Spoglądał na spokojną dziewczynę, której duże, niebieskie oczy skierowane były w jego kierunku. Ten widok sprawiał, że zapomniał słów, które jeszcze przed chwilą były w jego głowie i składały się do spójnego i logicznego tekstu.
- Więc o czym chciałeś pogadać? – zapytała blondynka nie spuszczając wzroku z chłopaka i przy okazji wyręczając go, żeby nie musiał zaczynać stresującego go dialogu.
- Chyba powinniśmy pogadać o wtorku – powiedział delikatnie i poczekał na reakcje Jess.
- A o czym tutaj rozmawiać? – zapytała spokojnie i kontynuowała. – Dzień, który miał być jednym z lepszych, przez nasze wspólne, ale zarazem oddzielne starania, posypał się. Już nie cofniemy czasu, a chyba nasze wzajemne słowa wystarczą. Ja nie pytam, ty nie musisz odpowiadać i niech tak zostanie – podsumowała.
- Ty mnie źle wtedy zrozumiałaś, nie chciałem, żebyś poszła – mówił, nie zwracając uwagi na ostatnie słowa dziewczyny. – Chciałem ci pokazać jeszcze wiele rzeczy, ale chyba mnie trochę poniosło i za bardzo wziąłem tą ich całą zabawę do siebie – tłumaczył. – Wszystko miało być inaczej.
- Czyli jak?
- Lepiej, fajniej i zabawniej…
- A wyszło jak zawsze – przerwała mu.
- Wiesz, że tego nie chciałem – szepnął i spuścił głowę z rezygnacją.
- A czego chciałeś? – wkurzyła się na jego reakcje i krzyknęła przypominając sobie jak trzasnął drzwiami wchodząc do swojej garderoby. Kiedy usłyszał jej krzyk, podniósł na nią wzrok. Widział jak na jej twarzy maluje się złość. – Dlaczego chodziło o mnie? Co ja ci takiego zrobiłam? – nie przestawała krzyczeć, ale tym razem z pozycji stojącej.
- Bo… - zaczął niepewnie, a ręka zaczęła mu drżeć. Nie wiedział tak naprawdę, co nim wtedy kierowało, że to powiedział. Sam sobie się dziwił i nie potrafił zrozumieć. We wtorek złość go zdominowała i wyrzucał z wnętrza wszystko, co mu ślina na język przyniosła. Nie potrafił się opanować, a teraz miał mętlik w głowie. Nie potrafił zrozumieć tych wszystkich swoich zachowań z ostatnich kilkudziesięciu dni. Nigdy tak się nie czuł jak przez ostatni miesiąc. To było dla niego coś nowego, nieznanego i niezrozumiałego. Teraz jednak musiał wejść do swojego wnętrza, zajrzeć do najciemniejszych zakamarków i wyrazić siebie w jak najlepszy sposób. – Powiedziałem, że chodzi o ciebie, bo chciałem tego dnia wypaść przed tobą jak najlepiej. Przez to, że jesteś mój przyjaciółką i że twoim marzeniem było znaleźć się w naszym studiu, przygotowałem sobie plan, co ci pokaże, o czym nie mogę zapomnieć. Powspominałem sobie dobre chwile w tym miejscu podczas własnych przygotowań. Pragnąłem, aby wszystko było dopięte na ostatni guzik, oczywiście nie wziąłem pod uwagę naszych codziennych wygłupów na planie, no i przez ten głupi żart, wszystko się jakoś tak posypało, a ja się nie potrzebnie zdenerwowałem. Przepraszam, że zabrzmiało to inaczej, tak jakbyś to ty była wszystkiemu winna, nie miałem takich zamiarów – wyrzucił z siebie, co chwile spoglądając na Jess. Jednak jego wnętrze podpowiadało mu znacznie więcej słów do wypowiedzenia, jednak wyłączył te uczucia i już nic więcej nie dopowiedział.
- Ojejku –wyszeptała.
- Co? – zapytał zdziwiony David dziewczyny reakcją.
- No, bo ja myślałam, że mnie tam nie chcesz, że nie powinnam się wtrącać w to wszystko i że jesteś na mnie zły, że próbowałam cię uspokoić, a ty chciałeś być po prostu być prawdziwym, kochanym przyjacielem. Przepraszam za mój krzyk, za moje słowa we wtorek, nie wiedziałam – załamał jej się głos i poczuła ukucie w sercu. David był dla niej prawdziwym przyjacielem, któremu zależało na tej przyjaźni, bardziej niż jej samej, a jej jednak ogromnie zależało. Żałowała własnych, wypowiedzianych słów, ale także cieszyła się, że chłopak tu przyszedł i wyjaśnili sobie wszystko. – Przytulisz mnie? – wyszeptała nadal z lekkimi wyrzutami sumienia.
- Jasne – uśmiechnął się i podszedł do Jess, która stała na środku pokoju. Widział, że jest smutna, więc wziął ją w ramiona. Zamknął ją w misiowatym uścisku, a ona stanęła na palcach, żeby być choć trochę wyższą. Poczuł ciepło jej ciała i zapach jej perfum. To była najlepsza chwila jaka spotkała ich oboje w tym tygodniu. Zły okres odszedł w cień, a ich przyjaźń umocniła się. Przeszli okres burzy i wyszło dla nich słońce.
- Dziękuje, że przyszedłeś – wyszeptała mu na ucho i uśmiechnęła się pod nosem, a po chwili rozluźniła uścisk.
- Taki był mój obowiązek – puścił do niej oczko i się odsunął, żeby usiąść na łóżku. – Przyjdziesz na imprezę? – zapytał klepiąc miejsce obok siebie, więc Jessica dołączyła do niego i usiadła po turecku.
- Wiesz, że nie lubię imprez.
- Serio? Jakoś nie widziałem tego podczas KCA pod koniec marca – zaśmiał się.
- To był wyjątek
- Serio?
- Oj weź przestań – pchnęła go lekko w ramię, lecz uśmiech nie schodził z jej twarzy.
- OK., ale przyjdziesz? – nie odpuszczał.
- Dobra, przyjdę – dała za wygraną. – Ale tylko, dlatego że jesteś taki kochany i tylko raz.
- Z tym „tylko raz” to się nie zgodzę, a że jestem kochany to wiem. David Johnson to najukochańszy człowiek na świecie – wystawił jej język.
- Nie pochlebiaj sobie – zaśmiała się.
- Oj tam, oj tam – machnął ręką i po chwili dodał. – Chyba muszę zmykać, ale widzimy się wieczorkiem.
- Tak szybko? – zdziwiła się.
- Impreza sama się nie przygotuje, a tym razem kolej na mój dom – odpowiedział wstając.
- Victoria coś mi wspominała. Może ci pomóc?
- Nie trzeba.
- Ale ja mogę, lubię to robić.
- Poradzę sobie.
- Ale wiesz, że we dwójkę zawsze szybciej – nie odpuszczała mu, już wymyślając jak to wszystko zorganizować.
- Wiem, co knujesz – podniósł jedną brew i spoglądał na dziewczynę.

- Ja? – udała zdziwienie. – Ja nic nie knuje. To jak pomóc ci? – zaśmiała się.
- To zbieraj się. Mamy mało czasu – odparł i podszedł do drzwi. – Czekam na korytarzu.
    Jessica automatycznie jeszcze bardziej się uśmiechnęła, kiedy Dav wyszedł z jej pokoju. Wyjęła z szafy swoją dużą torebkę i wrzuciła do niej kosmetyczkę, telefon, białą bokserkę oraz długą, niebieską spódnicę. Do tego zabrała białe szpilki. Szybko rozczesała włosy, poprawiła ubrania, założyła czarne balerinki i wyszła szybko z pokoju. Schodząc po schodach, uśmiechnęła się od ucha do ucha.
    Jednak, gdy stanęła w korytarzu, nigdzie nie było Davida. Przez chwilę nasłuchiwała i głosy pokierowały ją do salonu.
- Tutaj jesteś – powiedziała stając w progu.
- Gotowa? – zapytał wyjmując kluczyki z kieszeni.
- Tak – przytaknęła.
- A gdzie ty się wybierasz? – zdziwiła się Victoria.
- Pomóc Davidowi i przygotować imprezę – zaśmiała się. – Widzimy się wieczorkiem – pomachała przyjaciółce i ruszyła w stronę drzwi wyjściowych.
- Czy mnie coś ominęło? – zapytała zdziwiona Vic. – Co się wam stało?
- A co się miało stać? – zaśmiał się chłopak.
- Ona wkurzona i zarazem załamana, ty jak tu przyjechałeś to jakby po części zabrano z ciebie życie. Byliście nieobecni, jak dwa wraki, a teraz po prostu nie wierzę, w to co widzę. Co wyjście zrobili? – zapytała podchwytliwie.
- Przyjaźnimy się i tyle – uśmiechnął się. – A teraz lecę, na razie – powiedział i wyszedł z domu.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy