28 sierpnia 2015

ROZDZIAŁ CZTERDZIESTY ÓSMY


   Hejka :)

   Moje własne słowa, co drugi dzień rozdział, mało się sprawdzają, jednak to nie ma przecież zbyt dużego znaczenia, bo w tym tygodniu pojawi się tyle rozdziałów ile miało być, czyli do 49. Teoretycznie został mi już tylko jeden i chyba pojawi się on w niedziele, ale jeszcze nie wiem, bo na początku myślałam nad sobotą, ale jutro mogę być w pracy. :/

   Do tego mam ostatnimi czasy dziwne i muszę powiedzieć, że czasami przerażające, sny, a weny brak. Projekt, o którym myślałam tydzień temu, znajduje się pod znakiem zapytania, a pomysł na ten rozdział wpadł do mojej głowy wczoraj przed snem. :D

   Mam nadzieje, że się spodoba i pozostawicie tutaj coś po sobie :*

   Manka ♥ 

 

**** **** **** **** ****


   Jessica stała szeroko się uśmiechając i spoglądając na dwójkę przyjaciół. Nie zwracała najmniejszej uwagi na znajomych, a tym bardziej Davida, który ze zdziwieniem stanął obok niej. Teraz jej oczy były skierowane jedynie na Roberto i Amy, którzy lekko skrępowani i zarazem zdziwieni spoglądali tylko na siebie. Jess wiedziała, że nie czarna nie będzie miała do niej pretensji i że uzna jej wybryk za wypadek i wszystko się dobrze skończy.
   Kiedy Jessica nie odrywała od nich wzroku, David zaczął machać jej ręką przed oczami, żeby wybudzić ją z tego transu. Jednak ona delikatnym ruchem odsunęła jego dłoń z własnego pola widzenia i pokazała, żeby się skupił, a nie przeszkadzał. Tak, więc chłopak uczynił to samo, co ona i teraz razem stali i wpatrywali się w przyjaciół jak w obrazek.
   Rob, jak i Am z każdą kolejną nutą zaczęli się coraz bardziej rozluźniać i już po paru chwilach ich usta nie przestawały zamykać się od wypowiadanych słów. A kiedy w głośnikach zaczęła płynąć kolejna, tym razem nieco szybsza, piosenka, którą oboje lubili, ich nogi poniosły ich na parkiet.
   Jessica nie mogła uwierzyć w to co widzi, jak ta dwójka zatraca się w tańcu, jak zatracają się w sobie wzajemnie. Jej serce się radowało, kiedy jej przyjaciele byli szczęśliwi i tacy zakochani w sobie. Chciała nawet coś powiedzieć, jednak ten widok  tak bardzo ją zauroczył, że stała jak zahipnotyzowana w jednym miejscu przez trzy kolejne piosenki.
   Powróciła do rzeczywistości dopiero wtedy, gdy usłyszała w głośnikach piosenkę chłopaków. Na myśl przyszło jej tak wiele wspaniałych wspomnień, tak wiele wspaniałych chwil, którym towarzyszyły te melodie. Właśnie w tym samym czasie Roberto przyciągnął do siebie Amy, która w przepływie chwili, nie patrząc na innych, a tym bardziej na konsekwencje, pocałowała chłopaka na środku parkietu.
   Jessica widząc tą scenkę, automatycznie uśmiechnęła się jeszcze bardziej i zaklaskała. Spojrzała także na zdumionego Davida i uznała, że jej misja została zakończona. Po chwili odwrócił się twarzą do niej, a w jego oczach malował się podziw i po chwili na twarzy wykwitł szeroki uśmiech.
- Nie powiedziałaś mi o tej części planu – udał oburzonego i skrzyżował ręce na piersiach.
- Czasami niektóre części lepiej przemilczeć.
- Ale muszę przyznać ci rację, co do ich zakochania. Oni są w siebie wpatrzeni jak w obrazem, no i udało ci się pomóc ich szczęściu.
- W tych sprawach jestem ekspertem – zaśmiała się.
- Czemu się śmiejesz? – zdziwił się.
- Bo przypomniało mi się jako to frajda, jak kochałam pomagać ludziom w ich miłości i jak to czasami się układało – wytłumaczyła mu i zerknęła w stronę przyjaciół, których wzrokiem jednak nie zastała na parkiecie.
- Mistrzyni swatania – zaśmiał się.
- Coś w tym rodzaju.
- Szkoda, tylko, że jutro wyjeżdżamy w trasę i nie będą mogli się sobą nacieszyć.
- O tym nie pomyślałam – posmutniała i zrobiło się jej przykro na sercu, że chłopaki wyjeżdżają za mniej niż 24 godziny. Zostało jej tak mało czasu z nimi, a potem dwa miesiące nie będzie ich widzieć. Potem jeszcze wyjedzie Victoria i ona zostanie sama. Natomiast myśl, że nie zobaczy Davida najbardziej ją ukuła w serce. Poczuła się nieswojo i pomimo że była na świeżym powietrzu, to jej zbytnio nie pomagało. Nie wiedziała, co się z nią dzieje, te wszystkie uczucia igrały z nią, chciały zawładnąć jej wnętrzem. – Chyba pójdę się napić i niedługo wrócę – odparła.
- Soczku? – zażartował Dav.
- Raczej coś z procentami.
- Nie boisz się tam mieszać?
- Co masz na myśli? – odwróciła się i spoglądała na niego zdziwiona.
- No, bo na początek wino, potem piwo, a teraz coś kolejnego?
- Moje wino zostało w kuchni, nawet nie miałam okazji go spróbować, a połowę piwa wypiła mi Vic, więc teoretycznie nic nie mieszam i nic mi raczej nie będzie.
- OK. – powiedział z lekkim wahaniem i spoglądał jak Jessica znika w drzwiach jego domu. Natomiast on sam ruszył w stronę przyjaciół, którzy siedzieli na ogrodowej sofie i byli skupieni na rozmowie.

   Kiedy Jessica weszła do kuchni, było w niej paru gości, do których się uśmiechnęła i po wymianie z nimi krótkich zdań stanęła przed lodówką. Wyjęła z niej białe wino i postawiła na blacie. Kiedy szukała korkociągu, wyjęła z szafki jedną lampkę do wina. Jej wnętrzem nadal targały przeróżne emocje, przez co czuła się zmęczona. Przez to wszystko i jej walące serce, otwieranie wina okazało się nie lada wyzwaniem. Zanim udało się jej wyciągnąć ten piekielny korek, miała ochotę trzy razy rozwalić tą butelkę. Jednak za n-tym razem jej się udało i zrezygnowała z przelewania wina, a zabrała ze sobą całą butelkę.
   Nie zwracając uwagi na imprezowiczów, wyszła frontowymi drzwiami na zewnątrz domu i usiadła na białej huśtawce. Zrzuciła z nóg wysokie obcasy i zamknęła oczy. Chłodny podmuch wiatru, który muskał jej twarz. Czuła się tak wolna i zrelaksowana. Potrzebowała chwili odetchnienia, chwili odpoczynku od tego wszystkiego. Weranda Davida okazała się doskonałym miejscem. Było tutaj cicho i spokojnie, bo wszyscy bawili się na podwórku po drugiej stronie domu. Co prawda było słychać głośną muzykę i głosy ludzi, jednak Jessice wydawało się, że są daleko.
   W taki, więc sposób mogła odpocząć ze swoim ulubionym winem i rozkoszować się chwilą.

   Dopiero po jakimś czasie, jak butelka była prawie pusta, na werandzie pojawił się David. Patrzył na nią jak bujana przez wiatr siedzi na huśtawce z zamkniętymi oczami.
- Jak dobrze pamiętam, mówiłaś, że zaraz wrócisz, a minęła dobra godzina – zaśmiał się siadając koło niej.
- Ale mi tutaj tak dobrze, że nie chciało mi się nigdzie ruszać. – podniosła powieki i spojrzała na chłopaka.
- A co robiłaś?
- Siedziałam, trochę myślałam, znowu siedziałam, no i towarzyszyło mi wino – pokazała na butelkę.
- O czym myślałaś? – pytał zaciekawiony.
- O książce, marzeniach i o tym, że miłość jest piękna. To takie cudowne, że takie małe uczucie, a tak bardzo uszczęśliwia – mówiła nie myśląc już nad własnymi słowami. – To dlatego tworzycie takie wspaniałe piosenki, bo w waszych sercach jest tyle miłości.
- A ty tworzysz książki pełne tego uczucia. Każdy człowiek doświadcza tego na tysiące różnych sposobów – dodał i uśmiechnął się do niej. – Potrzeba ci czegoś?
- Tak – pokiwała głową. – Przynieś mi jeszcze jedną butelkę.
- Jesteś tego pewna? – spojrzał na nią. – Może wystarczy ci jedna.
- Wypijemy na spółkę – mrugnęła do niego i wypiła ostatni łyk cieczy jaka pozostała w butelce.
Wręczyła mu puste, szklane opakowanie, a David ruszył w stronę kuchni. Znalazł z lodówce jeszcze jedno białe wino i wrócił do Jess, która siedziała po turecku na huśtawce i pisała coś na telefonie.
- Co robisz? – zapytał siadając obok.
- Piszę pomysł do książki, może uda mi się go użyć, a jak nie to może gdzie indziej go wykorzystam. – uśmiechnęła się i schowała po chwili telefon. – Skończyłam.

   Po tych słowach Jessica i David zanurzyli się w rozmowie. Rozmawiali o ostatnich wydarzeniach i o zbliżającej się trasie chłopaków. Każde wspomnienie o wyjeździe wywoływało ukucie w sercu dziewczyny. W duchu pragnęła, żeby chłopaki zostali w LA, żeby mogła popisać o rzeczach na blogu, o których mało kto ma pojęcie. Jednak jej pragnienia nie były do zrealizowania, a czas spędzony z Davidem przyniósł jej wiele inspiracji do pisania, pomimo że jej organizmem zaczęły kierować promile.
   Gdy kolejna butelka wina pozostała pusta, David chciał wyciągnąć Jessice na parkiet, jednak dziewczyna nie była w stanie ustać. Kiedy zeszła z huśtawki, nogi automatycznie się pod nią ugięły, więc musiała przetrzymać się ramienia chłopaka, żeby móc prawidłowo funkcjonować.
   Alkohol zaczął rządzić jej ciałem, jednak nie była tak pijana, żeby zaliczyć odlot. Nie planowała, że w taki sposób pożegna się z chłopakami tuż przed ich trasą, ale wyszło całkowicie nie po jej myśli. Przeceniła wszystkie swoje możliwości i zamiast zostać kierowcą, wszystko spadło na Nathana, który ze względu na swoją pracę pozostał niepijący tego wieczoru.
   
   Kiedy na zegarze wybiła czwarta rano, Victoria wraz z narzeczonym siedzieli już w samochodzie, a Jessica próbowała się w minimalny sposób ogarnąć. Roba, Francisa i Amy pożegnała wcześniej, a teraz stała przed samochodem z Davidem, który służył za podparcie oraz Philipem.
- No nieźle zaszaleliście – zaśmiał się Phil.
- Ja stoję o własnych siłach – oburzył się Dav, który był lekko rozdrażniony po wypiciu paru szklanek piwa, a potem jeszcze wina.
- Oj Philip to tylko raz się zdarzyło – zaśmiała się Jess. – Jutro już odejdzie w niepamięć.
- Nie powiedziałbym tego – nie przestawał się śmiać.
- Oj już bądź cicho – szturchnęła go w ramię. – Jutro was tu już nie będzie, więc szybko zapomnicie i nie będziecie mi tego wypominać.
- Mamy zawsze Davida – poklepał kumpla po ramieniu.
- Jess chodź już do tego samochodu – zawołała Vic.
- Już, już – machnęła ręką i lekko się chwiejąc podeszłą do Philipa. – Nie bądź dla niego wredni, a cieszcie się szczęściem Roba – wyszeptała mu na ucho i przytuliła go. – Udanej podróży i koncertów.
- Dzięki – puścił do niej oczko.
- David będę za tobą bardzo tęsknić – przytuliła chłopaka i mówiła dalej. – Jesteś jak brat, jak ochroniarz i wspaniały przyjaciel. Dziękuje za mega imprezę i mam nadzieje, że cała trasa będzie jak najbardziej udana – wyszeptała i ruszyła w stronę samochodu, nie odwracając się za siebie.
   Kiedy usiadła na tylnym siedzeniu, po policzku popłynęły pojedyncze łzy…



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy