14 grudnia 2014

ROZDZIAŁ DWUDZIESTY TRZECI

   
   Witajcie słoneczka ;-)

   Mam dzisiaj tak doskonały humor, że nic tego nie zepsuje :)
Coś w końcu zaczęło się układać w tym pokręconym świecie, pisanie jest dla mnie ucieczką od codzienności, ale chyba nie dzisiaj. Teraz stało się przyjemnością, pomimo że ponownie zniknęłam na dwa tygodnie mam nadzieje, że mi wybaczycie.

   Zbliża się wolne, także będę miała więcej czasu na pisanie, a do tego w tym ostatnim tygodniu, nie mam w ogóle nauki, CKE będzie mnie testować, co oznacza więcej czasu wolnego na rozwijanie pasji i spełnianie marzeń. Mam tak dużo do zrobienia, ale to same przyjemności, nauka do matury na ten moment musi sobie poczekać... :P

   Tak więc już bez zbędnego rozpisywania się, zapraszam na już 23 rozdział :*

Manka ♥



**** **** **** **** ****

   Dopiero po godzinie Jessica i David weszli do nowoczesnego apartamentu, w którym chłopak mieszkał sam. Z zewnątrz wyglądał jak normalny dom rodzinny, ale w środku nic na to nie wskazywało. Apartament znajdował się w spokojnej dzielnicy jak na Los Angeles i miał wiele plusów, a jednym z nich było to, że Davida dzieliła z tego miejsca taka sama droga do studia, jak i planu filmowego.

   Kiedy przekroczyli prób i stanęli w niewielkim korytarzy chłopak chwycił Jess za dłoń i zaprowadził do kremowego salonu i bez żadnego słowa wyszedł. Dziewczyna pragnęła za nim pobiec, żeby jej nie zostawiał samej, żeby dał jej znowu poczucie bezpieczeństwa. Ponownie poczuła się opuszczona i załamując ręce usiadła na czarnej kanapie, chowając twarz w dłoniach.
   David wrócił po pięciu minutach z ubraniami w ręku:
- Weź – podał jej ciuchy.- To są spodnie mojej siostry, powinny być na ciebie dobre i moja bluzka, innej nie mam.
- Nie potrzebuje – zaprzeczyła, nie zwracając uwagi na swój stan i ogólny wygląd.
- Jesteś cała mokra i zmarznięta musisz się przebrać, inaczej zachorujesz – podszedł do niej bliżej i spoglądał wzrokiem, który nie uznawał odmowy, ale także rozumiał jej sytuacje.
   Jessica nie miała sił się mu sprzeciwiać, więc wstała, ale jej nogi zaraz się ugięły. Dav złapał ją w ostatniej chwili i podprowadził nieco do progu, a potem Jess opierając się o ściany poszła dalej, ale po chwili przystanęła i się odwróciła:
- A gdzie jest w ogóle łazienka? – zapytała, przypominając sobie, że nie zna tego miejsca. Ten dom był dla niej obcy, wszystko było nowe, a ona pierwszy raz w życiu nie miała ochoty sprawdzić wszystkiego, poznać nawet najmniejszego skrawka tego nowoczesnego i cudownego wnętrza.
- Na prawo – odparł wskazując kierunek dłonią. - Czeka tam na ciebie ręcznik na pralce, a suszarka jest w wiszącej półce – uśmiechnął się i poszedł do kuchni.
   Jessica usiadła na sedesie i patrzyła znowu w przestrzeń, znów wracały do niej te momenty z wczorajszego dnia, czuła je każdym milimetrem swojego ciała, które zaczęło drżeć.
Nie myśl o tym – rozkazała sobie w myślach.
   Oparła się o półkę i wstała, żeby się przebrać. Walczyła ze swoją bezradnością i złym samopoczuciem. Spoglądając w lustro, załamała się. Nie mogła uwierzyć jak wygląda. Rozmazany makijaż, blada twarz, opuchnięte oczy i wystające kosmyki z koka. Na początek zajęła się włosami, a potem zmyła reszty kosmetyków z twarzy. Gdy zmieniła ubrania, okazała się że, koszula chłopaka była o wiele za duża, ale dzięki temu czuła ciepło i ogarnął ją spokój.
   Wyszła dopiero po piętnastu minutach i już normalnym krokiem szukała Davida. Weszła w pierwsze lepsze drzwi i ujrzała piękną, dużą kuchnie z zielono-czarnymi meblami i kuchenką po środku.
- Ale ona cudna… – wyszeptała i wtedy zauważyła chłopaka, który zalewał herbatę.
- Podoba ci się? – zapytał.
- I to bardzo, ja ogólnie kocham kuchnie, to jest moje małe królestwo – wyznała.
- Siostra pomagała mi urządzać.
- Ma styl, ale spodnie o rozmiar większe od moich.
- Albo wie co lubię i ma inną budowę, po prostu – uśmiechnął się do niej.
- Gdzie mogłabym to powiesić? – spytała przypominając sobie o ubraniach.
- Daj, zaniosę na górę.
   Podała mu rzeczy, a wtedy wypadł na podłogę jej telefon i pojawiło się na wyświetlaczu „20 nieodebranych połączeń od Matt, 5 nieodebranych połączeń od Vic”. Kiedy to przeczytała znów wszystko wróciło, ten ból i brak sił. Dav tego nie przeoczył i od razu ją zagadnął:
- Przygotowałem ci koc w salonie, jeśli chcesz możesz tam iść, ja zaraz do ciebie przyjdę.
- OK.
- Trafisz?
- Tak.
   Niepewnie wyszła z kuchni i wyobraziła sobie drogę, którą przebyła do łazienki. Dopiero teraz wchodząc do salonu zobaczyła duży telewizor, wzory na ścianach, brązowe meble, zdjęcia i mnóstwo płyt w rogu. Usiadła po turecku na sofie i okryła się kocem. Czekała na chłopaka, aż przyjdzie i nie czuła spływających po policzku pojedynczych łez.
   Wszedł z tacą, na której stał kubek z parującą cieczą i talerz z naleśnikami, a obok w miseczce sos i syrop klonowy. Lekko się uśmiechnęła, a potem znowu zaczęła płakać, nie mogła tego powstrzymać.
- Nie płacz – pocieszał ją David podchodząc i odstawiając jedzenie na stolik. Usiadł obok niej i przytulił. O nic nie pytał, jedynie pocieszał. Dziewczyna sama mówiła:
- Ale ja tak nie mogę… To wszystko jest za silne… Na początku bicie, a teraz kiedy wszystko już było dobrze… Wyjechałam tylko na trzy dni, a on…. On przespał się z moją koleżanką… Zdradził mnie…
   Nie przestawała mówić, a kiedy udało mu się ją uspokoić wszystko z siebie wyrzuciła. Opowiedziała mu całą swoją historię, nawet rzeczy, o których nie wiedziała jej rodzina lub Victoria.
- Nie wiem, dlaczego ci to mówię. Opowiedziałam ci całe swoje życie, nawet rzeczy o których nie powinnam mówić, ale to tak boli.
- I co ulżyło? – zignorował ostatnią część.
- Troszeczkę -  uśmiechnęła się do niego.
- To widzisz teraz mam na ciebie haczyk, jak coś mogę go użyć – zaczął żartować.
- Nie zrobisz tego… - pokręciła głową. – Nie jesteś taki.
- A skąd wiesz jaki jestem? – zapytał z chytrą minął. – Jak dobrze pamiętam jeszcze niedawno nie chciałaś mnie znać. Czyżby coś się zmieniło? – podniósł jedną brew do góry i spoglądał wyczekująco.
- Sama nie wiem – spuściła wzrok. – Po prostu byłam zła, nie mogłam uwierzyć w to co zrobiłeś na imprezie. Byłeś wredny i zarazem upierdliwy. Nie tego się spodziewałam, gdy was spotkam, całkiem inaczej sobie to wyobrażałam. Chłopaki byli normalni, a ty jak nie David, o którym słyszałam i którego widziałam – tłumaczyła, a po chwili pauzy podniosła wzrok i zapytała. – A tak w ogóle dlaczego to zrobiłeś? Dlaczego mnie tam nie zostawiłeś?
- Bo zależy mi na innych i nie lubię jak ktoś cierpi…
- Ale przecież byłam dla ciebie wredna i ogólnie niemiła – przerwała chłopakowi.
- Niezależnie jaka byłaś, ja nie jestem taki za jakiego mnie uznałaś, pamiętaj…
- Nie oceniaj ludzi po pozorach – powiedzieli w tym samym czasie.
- Przepraszam, nie powinnam była tego robić. Nie chciałam – spuściła ponownie wzrok.
- Było minęło, nie ma już o czym mówić, uznajmy, że nic się nigdy nie wydarzyło – uśmiechnął się i dotknął jej ramienia. – Jestem David Johnson – wyciągnął do niej rękę.
- Jessica Braun, miło mi cię poznać – po raz pierwszy tego dnia uśmiechnęła się zapominając na chwile o cierpieniu.
- Mi również – chłopak ukazał rząd białych zębów w uśmiechu i dodał. - A teraz zjedz i wypij póki ciepłe, bo wnioskuje, że nic wczoraj nie jadłaś.
- Nie – pokręciła przecząco głową i spojrzała na tace. – Skąd wiesz, że lubię naleśniki?
- Przecież wszyscy je lubią – zaczął się śmiać i poddał jej na początek na rozgrzanie kupek herbaty z cytryną i miodem.
   Można powiedzieć, że Jessica jadła aż jej się uszy trzęsły, a kiedy skończyła oplotła ręce wokół kolan i siedziała rozmawiając długi czas z Davidem, który na jakiś czas rozwiał ten cały ból, wyciągnął ją  z miejsca w którym nie chciała być. Jego słowa się sprawdziły, zabrał ją w bezpieczne miejsca, a potem dziewczyna zapadła w głęboki sen na chłopaka ramieniu.
   Kiedy widział, że śpi już tak twardo, że nic jej nie obudzi, wziął ją na ręce i zaniósł do swojej sypialni w której było pościelone, a kanapa to teraz nie najlepsze miejsce do spania po tak długiej nocy spędzonej na drzewie.

   Jessica weszła do ciemnego korytarza, gdzie nie świeciło się żadne światło, nawet mała lampeczka.
- David, gdzie jesteś? – krzyknęła w stronę pustki. – David!
- Poszukaj – usłyszała za sobą szept.
- Jak mam szukać, jeśli nie wiem gdzie jestem? Tu jest ciemno? – zapytała próbując opanować strach, a wtedy dookoła niej rozbłysło światło, które ją oślepiło. – Nie znam tego miejsca – powiedziała bardziej do siebie niż do nieznajomego głosu, kiedy rozglądała się w każdą możliwą stronę, a stała w czerwono-białym korytarzu hotelowym, co pisało na ścianie.
- Szukaj za nim będzie za późno – pośpieszył ją głos.
- Czego mam szukać? – spytała ze strachem spoglądając w każdym możliwym kierunku.
- Tajemnicy, tajemnicy, którą przed tobą ukrywają… Śpiesz się..
   Poczuła za sobą chłód i z przerażenia zaczęła biec sprawdzając każdy pokój. Wszystkie drzwi były zamknięte, a gdy się odwróciła numer 148 zaczął świecić się jasnym, białym blaskiem.
   Popchnęła szybko drzwi i zauważyła Matta stojącego do niej tyłem jedynie w zielonych bokserkach.
- Matt – szepnęła w jego stronę i  zauważyła dziewczynę na łóżku. – Caroline…
- Oni cię nie słyszą, poznaj ich tajemnice… - znów usłyszała głos.
- Nie chce -krzyknęła – kiedy chłopak zaczął podchodzić do nagiej Car. – Nie chce…
   Wybiegła na korytarz i automatycznie znalazła się na ruchliwej ulicy. Taksówki, osobówki, ciężarówki, autobusy, dosłownie wszystko, a to przecież noc.
- Co ja tu robię? – zapytała, lecz odpowiedziała jej tylko cisza. – Głosie, właścicielu głosu – nawoływała.
- Tajemnica nie została odkryta do końca, znajdź ten budynek, znajdź ją…
- Nie chce…
- Inaczej on zginie – zagroził.
- Kto? – zdziwiła się i zauważyła Davida, na którego z wielką prędkością jechała ciężarówka, lecz on stał do niej tyłem. – David uważaj…



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy