Nie wiem kiedy ja już dodawałam rozdział o terminie jaki miałam założony :D
Jednak chcieć to móc...
Zbliżają się święta, dużo wolnego i można odpocząć, jednak mi nie jest to dane, mam ważny cel do spełnienia związany z pisaniem, zakładam także, że uda mi się dodać więcej rozdziałów niż dwa, po jednym co niedziele, więc wyczekujcie :)
Ponownie chciałabym podziękować Wam za tak dużą ilość wejść, te liczby same wywołują uśmiech na ustach i dzięki temu wiem, że mam dla kogo pisać... Jeszcze raz dziękuje...
Miłego wieczorku, wolnego i czytania :*
Manka ♥
**** **** **** **** ****
Jessica obudziła się w zielonym pokoju i nie widziała tak naprawdę co się
wokół niej dzieje. Pamiętała jedynie rozmowę z chłopakiem na kanapie w salonie,
teraz natomiast była w całkowicie innym miejscu. Poderwała się do pozycji
siedzącej i odgarnęła włosy z twarzy. Nie pamiętała co się wydarzyło
poprzedniego wieczoru, ani jak tu się znalazła. W jej głowie wciąż była nocna
wizja z przeraźliwym snem, przez który zerwała się cała mokra, ale nie
orientowała się gdzie jest, bo zaraz zasnęła. Nie zwracała w nocy na nic uwagi,
mówiła sobie jedynie „wszystko w porządku, to tylko głupi sen. Moja wyobraźnia
chce mnie wystraszyć”. Potem już było inaczej, bo albo widziała ciemność lub
sceny ze swojej książki, ale nie nowe, jedynie niedawno napisane.
Teraz siedząc, była opatulona białą pościelą na ciemnym, prawie czarnym, łóżku. Meble dookoła niej były z tej samem serii i stały na nich przeróżne rzeczy, więc po tym wywnioskowała, że sypialnia jest Davida. Spoglądając w róg zauważyła brązową gitarę i od razu na jej twarzy pojawił się uśmiech, lecz także szybko znikł. Przypomniała sobie co się wczoraj wydarzyło i dobiła ją szara rzeczywistość tego okrutnego, kłamliwego, niewiernego świata.
Nie mogła nic nie robić i patrzeć się wyłącznie w ściany, więc powoli wygramoliła się z ciepłej kołdry i otwierając przy okazji okno, ruszyła w poszukiwaniu chłopaka. Wyszła na korytarz i spojrzała na zegar. Wskazywał dziewiątą rano. Rozejrzała się we wszystkie możliwe strony, aż znalazła schody i zeszła na dół. Na ostatnich stopniach poczuła zapach brokułów i jajek.
- David! – krzyknęła.
- Coś się stało? – zapytał wychylając się z kuchni, a ona wiedziała już gdzie iść.
- Jak znalazłam się na górze? – spytała siadając na krześle.
- Zaniosłem cię po tym jak zasnęłaś na moim ramieniu.
- Zasnęłam na twoim ramieniu? – zapytała zaskoczona.
- Tak – przytaknął uśmiechając się. - Byłaś zmęczona, więc zasnęłaś. Nie bądź taka zaskoczona. Noc na drzewie bez snu potrafi wykończyć człowieka. Niektórzy potrafią zasnąć na stojąco.
- No mi się to jeszcze nie przytrafiło, to było chyba największe zmęczenie w moim życiu od jakiś 5 lat.
- A ja nie próbowałem jeszcze spać na drzewie, warto? – zażartował.
- Spróbuj to się przekonasz, a ja nie spałam tylko siedziałam… Chyba, bo tak naprawdę nie wiem co się wtedy działo…
- O tym to mi nie powiedziałaś… - zaśmiał się.
- To była twoja sypialnia, prawda? – zapytała po długiej chwili milczenia.
- Tak.
- Ale ty nie spałeś na kanapie, prawda? – pytała i różne myśli napływały do jej głowy, że się przez nią nie wyspał lub wcale nie spał, a może poszedł spać na podłodze.
- Nie- zaprzeczył widząc jej wyraz twarzy. – Spałem w pokoju gościnnym.
- Ale dlaczego? Nie mogłeś mnie tak położyć, albo w ogóle zostawić na kanapie? – nie dawała mu spokoju.
- W pokoju gościnnym było nie pościelone, a noc na drzewie ci wystarczy, na pewno było niewygodnie – wytłumaczył i zaproponował podsuwając jej talerz. – Omleta z brokułami?
- Bardzo chętnie – przysunęła sobie blisko talerz i złapała sztućce w dłoń z zamiarem szybkiego zjedzenia czegoś ciepłego, gdyż była bardzo głodna, a jej żołądek nie dawał o sobie zapomnieć. - Ale w rekompensatę robię ci dzisiaj albo lunch, albo obiad.
- Nie musisz.
- Wiem, ale chce. I koniec, ja już postanowiłam, a ty będziesz musiał się dostosować. Ja łatwo nie daje za wygraną, więc lepiej zastanów się czy chcesz to dalej ciągnąć – zakończyła rozmowę i zaczęła jeść.
- Ale wiesz, że będziesz musiała się wysilić? – odparł chłopak siadając obok przy stole z własną porcją.
- Dlaczego? – zapytała zaskoczona podnosząc wzrok znad talerza.
- Bo chłopaki też wpadają dzisiaj do mnie na lunch – oznajmił. – Umówiliśmy się będąc na próbuje cztery dni temu.
- To już lepsze niż tłumaczenie się, dlaczego nie odbierałam i co się stało – posmutniała.
- A wiesz zapomniałem ci wczoraj powiedzieć – zmienił temat.
- Ale co?
- Do twarzy ci w tej koszulce.
- Dziękuje bardzo – zaczęli się śmiać i jeść wspólnie posiłek przy, którym wiele się działo.
Na początku James źle złapał ketchup i wszystko, co wycisnął, poleciało na Jessice za, co ona odwzajemniła mu się wypluciem herbaty na jego zieloną koszulkę, oczywiście przez przypadek. Kiedy chciała wszystko posprzątać zrobiła jeszcze więcej bałaganu, a szatyn pośliznął się na rozlanej wodzie, która przez za duży strumień wylała się ze zlewu na podłogę.
- Przepraszam, nie chciałam tego wylać – mówiła pomagając chłopakowi wstać.
- Nic się nie stało, ale na razie nie sprzątajmy tego i wyjdźmy.
- OK, a podwiózłbyś mnie w jedno miejsce? – zapytała wychodząc z kuchni.
- Jasne, to idź się przebrać i jeszcze wstąpimy do sklepu. Zrobi się zakupy.
- Bardzo chętnie zmienię ketchupową koszulkę, ale nie wiem gdzie sobą moje wczorajsze rzeczy.
- Chodź zaprowadzę cię – chwycił ją za rękę, a Jessica poczuła w tamtym miejscu delikatne łaskotanie, ale nie zwróciła uwagi. David też to poczuł, lecz nie chciał na razie się nad tym zastanawiać i poprowadził ją na górę do łazienki, gdzie wszystko wisiało i przez noc zdążyło wyschnąć. Kiedy chłopak już miał zostawić ją samą zatrzymała go:
- David!
- Słucham?
- Dziękuje, że mnie wczoraj tam nie zostawiłeś, że nie pozwoliłeś mi tak zostać – przytuliła go.- I za to, że chciało ci się mnie słuchać i nie wyganiasz mnie stąd, ale ja nie chce tam wracać i nie chce… - przerwała, a po jej policzku poleciała pojedyncza, którą szybko wytarła dłonią.
- Rozumiem, wyobrażam sobie jak się czujesz – przerwał jej. – Ale może warto zadzwonić do Vic, dzwoniła cały wieczór – podał jej telefon, który wyciągnął z kieszeni spodni.
Jessica jedynie się do niego uśmiechnęła i weszła zamykając się na kluczyk do łazienki. Usiadła na czarnym sedesie i zastanawiała się co ma zrobić. Na ekranie po nocy widniało `` 50 nieodebranych połączeń od Matt, 20 nieodebranych połączeń od Vic, 5 wiadomości od Matt i 2 wiadomości w skrzynce głosowej”
Anulowała wszystko i nie miała nawet ochoty dowiedzieć się, co tam było. Miała to za sobą, nie chciała wracać do przeszłości, tylko spróbować stanąć na nogi, więc bez wahania weszła do pisania sms-a: „Kochana Vi, prawdopodobnie już wiesz co się stało i bardzo się martwisz, ale ja nie potrafię teraz o tym rozmawiać. Chce wygrać z tym uczuciem i na razie mi się udaje. Nie martw się o mnie, jestem w bezpiecznym miejscu, gdzie nikt nie będzie szukał. Proszę cię nie mów nic moim rodzicom. Kocham Cię, Jess”
Długo zastanawiała się czy powinna wysłać tą wiadomość, ale po pięciu minutach patrzenia na nią, nacisnęła guzik wysyłający i wzięła się za zmienianie ciuchów.
- Jesteś gotowa? – dało się słyszeć krzyk z dołu.
- Tak już schodzę – opowiedziała związując włosy w koński ogon i odkładając ubrania do kosza na pranie.
Założyła buty na obcasach i zamykając drzwi na klucz ruszyła do czarnego BMW chłopaka, który przytrzymywał dla niej drzwi pasażera.
- Dziękuje – powiedziała wchodząc do środka.
- To gdzie jedziemy? – spytał odpalając silnik.
- Hollywood Boulevard 148. Trafisz?
- Jasne, przecież niedaleko mieszka Carlos.
- Naprawdę?
- Nie wiedziałaś?
- Nie, lecz w okolicy już spotkałam kiedyś Logana, co zdążyłeś od nich usłyszeć już pewnie setki razy, ale naprawdę nie wiedziałam – pokręciła przecząco głową na znak i dodała. – Długo tam nie zabawimy.
- A co chcesz zrobić?
- Tylko zabrać rzeczy, mało ich jest, bo nie przenosiłam ponownie tylu ubrań, co zawsze leżały w tamtych pułkach i szafach, tylko te najpotrzebniejsze.
Potem jeszcze przez bardzo długi czas, kiedy stali w korku, rozmawiali o Victorii, chłopakach, życiu i wszystkim innym. Teraz to Jessica słuchała Davida, który także dużo jej opowiadał, tylko po to, aby nie myślała o tej całej sytuacji, żeby się nie zamartwiała, żeby szybciej zapomniała.
Kiedy parkował na chodniku przed Matta domem, zapytał:
- Pójść z tobą?
- Nie trzeba, chyba sobie poradzę. Jedną walizkę mam spakowaną, wystarczy że zabiorę rzeczy z szafy i nigdy nie chce tu wracać.
- To ja czekam.
Drzwi były otwarte, więc nie zwracając na nic uwagi weszła do środka. Niebieska walizka stała tam gdzie ją wczoraj zostawiła, a Matt leżał w salonie. Gdy usłyszał otwierane drzwi poderwał się na równe nogi.
- Jessica proszę posłuchaj mnie, muszę z tobą porozmawiać – mówił szybko podchodząc do dziewczyny, lecz jego ton był inny niż zazwyczaj.
- Nie muszę cię słuchać, wystarczająco już wczoraj widziałam – próbowała zachować spokój.
- Ale to nie tak jak myślisz… - próbował dotknąć Jessice, ale ona nie dawała mu się do siebie zbliżyć.
- A jak? Co może mi powiesz, że miałam zwidy? – krzyczała patrząc mu głęboko w oczy. – Wiem co widziałam. Przepadłeś się z Caroline i myślałeś, że się o tym nie dowiem.
- Jessica – złapał ją za rękę.
- Nie dotykaj mnie – ruszyła szybkim krokiem na górę i zamknęła się na klucz w garderobie. Przemawiał przez nią gniew, więc szybko zaczęła składać rzeczy do czarnej walizki, nie zwracając najmniejszej uwagi na chłopaka, który stał pod drzwiami.
- Posłuchaj mnie, chce przeprosić. Ja naprawdę cię kocham, proszę cię wybacz mi – usłyszała wychodząc na korytarz i kierując się do łazienki.
- Nie wybaczę ci. Dałam ci drugą szanse, a ty to spieprzyłeś.
Zabierała wszystko po kolei i na koniec zajrzała do sypialni, aby zgarnąć laptop i inne rzeczy, które należały do niej. Matt nie dawał jej spokoju, wciąż coś gadał, a ona tylko wpuszczała to jednym uchem i od razu wypuszczała drugim. Kiedy zastawił jej drogę, nie wytrzymała:
- W dupie mam twoje przeprosiny. Na początku mnie biłeś, potem udawałeś dobrego chłopaka, a na koniec zdradziłeś. Ja cię kochałam, a jak wiem byłam dla ciebie tylko zabawką – zaczęła płakać.
- To nie tak, ja cię kocham, ale za późno to zrozumiałem. Proszę cię, nie wyprowadzaj się – chciał ją wziąć za dłoń, tak jak zawsze, kiedy przepraszał, lecz Jess się odsunęła.
- Nie dotykaj mnie i wracaj do tej dziwki.
Zamknęła walizkę schowawszy do niej buty i otworzyła drzwi. Zniosła jedną po drugiej ze schodów, zabrała torbę, torebkę i nie chciała go więcej widzieć. David włożył wszystko do bagażnika, a ona żeby nie widział otarła łzy ręką.
- Jak możesz mnie zostawiać? – krzyczał za nią Matt.
- Tak jak ty mogłeś mnie zdradzić. Na początku się myśli debilu, a potem robi - zauważyła, że rusza w jej stronę. – Nawet nie waż się podnieść na mnie ręki. – złapała go między nadgarstkiem, a łokciem i spiorunowała wrogim spojrzeniem, ale zarazem smutnym, co zauważył i jeszcze bardziej ścisnęło go w sercu.
Jak ja mogłem to zrobić? – pomyślał. – Jak mogłem ją tak skrzywdzić.
Wsiadła do samochodu i oparła czoło o szybę. David wszedł do środka i oboje nie zwracali uwagi na dwudziestotrzyletniego blondyna na chodniku.
- Wszystko w porządku? – zapytał z troski Dav.
- Tak, jedźmy już stąd – machnęła ręką i nie odwróciła się do chłopaka. Nie chciała na niego patrzeć i znów obarczyć go swoim bólem. Próbowała walczyć z płynącymi łzami, wtedy Dav dotknął jej dłoni i wyszeptał:
- Teraz będzie już tylko lepiej, byłaś dzielna i pokazałaś mu na co cię stać, jaka jesteś silna – po tych słowach kiedy zerknęła na niego kątem oka, przyciągnął ją do siebie i przytulił dodając otuchy.
Teraz siedząc, była opatulona białą pościelą na ciemnym, prawie czarnym, łóżku. Meble dookoła niej były z tej samem serii i stały na nich przeróżne rzeczy, więc po tym wywnioskowała, że sypialnia jest Davida. Spoglądając w róg zauważyła brązową gitarę i od razu na jej twarzy pojawił się uśmiech, lecz także szybko znikł. Przypomniała sobie co się wczoraj wydarzyło i dobiła ją szara rzeczywistość tego okrutnego, kłamliwego, niewiernego świata.
Nie mogła nic nie robić i patrzeć się wyłącznie w ściany, więc powoli wygramoliła się z ciepłej kołdry i otwierając przy okazji okno, ruszyła w poszukiwaniu chłopaka. Wyszła na korytarz i spojrzała na zegar. Wskazywał dziewiątą rano. Rozejrzała się we wszystkie możliwe strony, aż znalazła schody i zeszła na dół. Na ostatnich stopniach poczuła zapach brokułów i jajek.
- David! – krzyknęła.
- Coś się stało? – zapytał wychylając się z kuchni, a ona wiedziała już gdzie iść.
- Jak znalazłam się na górze? – spytała siadając na krześle.
- Zaniosłem cię po tym jak zasnęłaś na moim ramieniu.
- Zasnęłam na twoim ramieniu? – zapytała zaskoczona.
- Tak – przytaknął uśmiechając się. - Byłaś zmęczona, więc zasnęłaś. Nie bądź taka zaskoczona. Noc na drzewie bez snu potrafi wykończyć człowieka. Niektórzy potrafią zasnąć na stojąco.
- No mi się to jeszcze nie przytrafiło, to było chyba największe zmęczenie w moim życiu od jakiś 5 lat.
- A ja nie próbowałem jeszcze spać na drzewie, warto? – zażartował.
- Spróbuj to się przekonasz, a ja nie spałam tylko siedziałam… Chyba, bo tak naprawdę nie wiem co się wtedy działo…
- O tym to mi nie powiedziałaś… - zaśmiał się.
- To była twoja sypialnia, prawda? – zapytała po długiej chwili milczenia.
- Tak.
- Ale ty nie spałeś na kanapie, prawda? – pytała i różne myśli napływały do jej głowy, że się przez nią nie wyspał lub wcale nie spał, a może poszedł spać na podłodze.
- Nie- zaprzeczył widząc jej wyraz twarzy. – Spałem w pokoju gościnnym.
- Ale dlaczego? Nie mogłeś mnie tak położyć, albo w ogóle zostawić na kanapie? – nie dawała mu spokoju.
- W pokoju gościnnym było nie pościelone, a noc na drzewie ci wystarczy, na pewno było niewygodnie – wytłumaczył i zaproponował podsuwając jej talerz. – Omleta z brokułami?
- Bardzo chętnie – przysunęła sobie blisko talerz i złapała sztućce w dłoń z zamiarem szybkiego zjedzenia czegoś ciepłego, gdyż była bardzo głodna, a jej żołądek nie dawał o sobie zapomnieć. - Ale w rekompensatę robię ci dzisiaj albo lunch, albo obiad.
- Nie musisz.
- Wiem, ale chce. I koniec, ja już postanowiłam, a ty będziesz musiał się dostosować. Ja łatwo nie daje za wygraną, więc lepiej zastanów się czy chcesz to dalej ciągnąć – zakończyła rozmowę i zaczęła jeść.
- Ale wiesz, że będziesz musiała się wysilić? – odparł chłopak siadając obok przy stole z własną porcją.
- Dlaczego? – zapytała zaskoczona podnosząc wzrok znad talerza.
- Bo chłopaki też wpadają dzisiaj do mnie na lunch – oznajmił. – Umówiliśmy się będąc na próbuje cztery dni temu.
- To już lepsze niż tłumaczenie się, dlaczego nie odbierałam i co się stało – posmutniała.
- A wiesz zapomniałem ci wczoraj powiedzieć – zmienił temat.
- Ale co?
- Do twarzy ci w tej koszulce.
- Dziękuje bardzo – zaczęli się śmiać i jeść wspólnie posiłek przy, którym wiele się działo.
Na początku James źle złapał ketchup i wszystko, co wycisnął, poleciało na Jessice za, co ona odwzajemniła mu się wypluciem herbaty na jego zieloną koszulkę, oczywiście przez przypadek. Kiedy chciała wszystko posprzątać zrobiła jeszcze więcej bałaganu, a szatyn pośliznął się na rozlanej wodzie, która przez za duży strumień wylała się ze zlewu na podłogę.
- Przepraszam, nie chciałam tego wylać – mówiła pomagając chłopakowi wstać.
- Nic się nie stało, ale na razie nie sprzątajmy tego i wyjdźmy.
- OK, a podwiózłbyś mnie w jedno miejsce? – zapytała wychodząc z kuchni.
- Jasne, to idź się przebrać i jeszcze wstąpimy do sklepu. Zrobi się zakupy.
- Bardzo chętnie zmienię ketchupową koszulkę, ale nie wiem gdzie sobą moje wczorajsze rzeczy.
- Chodź zaprowadzę cię – chwycił ją za rękę, a Jessica poczuła w tamtym miejscu delikatne łaskotanie, ale nie zwróciła uwagi. David też to poczuł, lecz nie chciał na razie się nad tym zastanawiać i poprowadził ją na górę do łazienki, gdzie wszystko wisiało i przez noc zdążyło wyschnąć. Kiedy chłopak już miał zostawić ją samą zatrzymała go:
- David!
- Słucham?
- Dziękuje, że mnie wczoraj tam nie zostawiłeś, że nie pozwoliłeś mi tak zostać – przytuliła go.- I za to, że chciało ci się mnie słuchać i nie wyganiasz mnie stąd, ale ja nie chce tam wracać i nie chce… - przerwała, a po jej policzku poleciała pojedyncza, którą szybko wytarła dłonią.
- Rozumiem, wyobrażam sobie jak się czujesz – przerwał jej. – Ale może warto zadzwonić do Vic, dzwoniła cały wieczór – podał jej telefon, który wyciągnął z kieszeni spodni.
Jessica jedynie się do niego uśmiechnęła i weszła zamykając się na kluczyk do łazienki. Usiadła na czarnym sedesie i zastanawiała się co ma zrobić. Na ekranie po nocy widniało `` 50 nieodebranych połączeń od Matt, 20 nieodebranych połączeń od Vic, 5 wiadomości od Matt i 2 wiadomości w skrzynce głosowej”
Anulowała wszystko i nie miała nawet ochoty dowiedzieć się, co tam było. Miała to za sobą, nie chciała wracać do przeszłości, tylko spróbować stanąć na nogi, więc bez wahania weszła do pisania sms-a: „Kochana Vi, prawdopodobnie już wiesz co się stało i bardzo się martwisz, ale ja nie potrafię teraz o tym rozmawiać. Chce wygrać z tym uczuciem i na razie mi się udaje. Nie martw się o mnie, jestem w bezpiecznym miejscu, gdzie nikt nie będzie szukał. Proszę cię nie mów nic moim rodzicom. Kocham Cię, Jess”
Długo zastanawiała się czy powinna wysłać tą wiadomość, ale po pięciu minutach patrzenia na nią, nacisnęła guzik wysyłający i wzięła się za zmienianie ciuchów.
- Jesteś gotowa? – dało się słyszeć krzyk z dołu.
- Tak już schodzę – opowiedziała związując włosy w koński ogon i odkładając ubrania do kosza na pranie.
Założyła buty na obcasach i zamykając drzwi na klucz ruszyła do czarnego BMW chłopaka, który przytrzymywał dla niej drzwi pasażera.
- Dziękuje – powiedziała wchodząc do środka.
- To gdzie jedziemy? – spytał odpalając silnik.
- Hollywood Boulevard 148. Trafisz?
- Jasne, przecież niedaleko mieszka Carlos.
- Naprawdę?
- Nie wiedziałaś?
- Nie, lecz w okolicy już spotkałam kiedyś Logana, co zdążyłeś od nich usłyszeć już pewnie setki razy, ale naprawdę nie wiedziałam – pokręciła przecząco głową na znak i dodała. – Długo tam nie zabawimy.
- A co chcesz zrobić?
- Tylko zabrać rzeczy, mało ich jest, bo nie przenosiłam ponownie tylu ubrań, co zawsze leżały w tamtych pułkach i szafach, tylko te najpotrzebniejsze.
Potem jeszcze przez bardzo długi czas, kiedy stali w korku, rozmawiali o Victorii, chłopakach, życiu i wszystkim innym. Teraz to Jessica słuchała Davida, który także dużo jej opowiadał, tylko po to, aby nie myślała o tej całej sytuacji, żeby się nie zamartwiała, żeby szybciej zapomniała.
Kiedy parkował na chodniku przed Matta domem, zapytał:
- Pójść z tobą?
- Nie trzeba, chyba sobie poradzę. Jedną walizkę mam spakowaną, wystarczy że zabiorę rzeczy z szafy i nigdy nie chce tu wracać.
- To ja czekam.
Drzwi były otwarte, więc nie zwracając na nic uwagi weszła do środka. Niebieska walizka stała tam gdzie ją wczoraj zostawiła, a Matt leżał w salonie. Gdy usłyszał otwierane drzwi poderwał się na równe nogi.
- Jessica proszę posłuchaj mnie, muszę z tobą porozmawiać – mówił szybko podchodząc do dziewczyny, lecz jego ton był inny niż zazwyczaj.
- Nie muszę cię słuchać, wystarczająco już wczoraj widziałam – próbowała zachować spokój.
- Ale to nie tak jak myślisz… - próbował dotknąć Jessice, ale ona nie dawała mu się do siebie zbliżyć.
- A jak? Co może mi powiesz, że miałam zwidy? – krzyczała patrząc mu głęboko w oczy. – Wiem co widziałam. Przepadłeś się z Caroline i myślałeś, że się o tym nie dowiem.
- Jessica – złapał ją za rękę.
- Nie dotykaj mnie – ruszyła szybkim krokiem na górę i zamknęła się na klucz w garderobie. Przemawiał przez nią gniew, więc szybko zaczęła składać rzeczy do czarnej walizki, nie zwracając najmniejszej uwagi na chłopaka, który stał pod drzwiami.
- Posłuchaj mnie, chce przeprosić. Ja naprawdę cię kocham, proszę cię wybacz mi – usłyszała wychodząc na korytarz i kierując się do łazienki.
- Nie wybaczę ci. Dałam ci drugą szanse, a ty to spieprzyłeś.
Zabierała wszystko po kolei i na koniec zajrzała do sypialni, aby zgarnąć laptop i inne rzeczy, które należały do niej. Matt nie dawał jej spokoju, wciąż coś gadał, a ona tylko wpuszczała to jednym uchem i od razu wypuszczała drugim. Kiedy zastawił jej drogę, nie wytrzymała:
- W dupie mam twoje przeprosiny. Na początku mnie biłeś, potem udawałeś dobrego chłopaka, a na koniec zdradziłeś. Ja cię kochałam, a jak wiem byłam dla ciebie tylko zabawką – zaczęła płakać.
- To nie tak, ja cię kocham, ale za późno to zrozumiałem. Proszę cię, nie wyprowadzaj się – chciał ją wziąć za dłoń, tak jak zawsze, kiedy przepraszał, lecz Jess się odsunęła.
- Nie dotykaj mnie i wracaj do tej dziwki.
Zamknęła walizkę schowawszy do niej buty i otworzyła drzwi. Zniosła jedną po drugiej ze schodów, zabrała torbę, torebkę i nie chciała go więcej widzieć. David włożył wszystko do bagażnika, a ona żeby nie widział otarła łzy ręką.
- Jak możesz mnie zostawiać? – krzyczał za nią Matt.
- Tak jak ty mogłeś mnie zdradzić. Na początku się myśli debilu, a potem robi - zauważyła, że rusza w jej stronę. – Nawet nie waż się podnieść na mnie ręki. – złapała go między nadgarstkiem, a łokciem i spiorunowała wrogim spojrzeniem, ale zarazem smutnym, co zauważył i jeszcze bardziej ścisnęło go w sercu.
Jak ja mogłem to zrobić? – pomyślał. – Jak mogłem ją tak skrzywdzić.
Wsiadła do samochodu i oparła czoło o szybę. David wszedł do środka i oboje nie zwracali uwagi na dwudziestotrzyletniego blondyna na chodniku.
- Wszystko w porządku? – zapytał z troski Dav.
- Tak, jedźmy już stąd – machnęła ręką i nie odwróciła się do chłopaka. Nie chciała na niego patrzeć i znów obarczyć go swoim bólem. Próbowała walczyć z płynącymi łzami, wtedy Dav dotknął jej dłoni i wyszeptał:
- Teraz będzie już tylko lepiej, byłaś dzielna i pokazałaś mu na co cię stać, jaka jesteś silna – po tych słowach kiedy zerknęła na niego kątem oka, przyciągnął ją do siebie i przytulił dodając otuchy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz