7 listopada 2014

ROZDZIAŁ DZIEWIĘTNASTY


Udało się, sama w to nie wierzę. :P
Choroba, problemy ze studniówką, moja raniąca szczerość, dają się we znaki, ale to jest jednak najlepszy czas na pisanie, bo wszystko wychodzi. Tak było i tym razem, to nic, że z całego tego chaosu wokół mnie, siedziałam nad pisaniem półtorej godziny. Ważne, że mi się udało napisać jak na ten moment NAJDŁUŻSZY ROZDZIAŁ NA BLOGA :*

Manka ♥

**** **** **** **** ****

   W sobotę o dziesiątej rano, dziewczyny zostały obudzone przez dzwoniący telefon Jess, który leżał na komodzie w sypialni Victoriii. Przez pierwsze kilka sekund obie rozglądały się w każdą możliwą stronę, nie wiedząc co się dzieje. Nim Vic zdołała odwrócić się w stronę przyjaciółki, ta już trzymała swoją białą komórkę w prawej dłoni z zakłopotanym wyrazem twarzy. Jej źrenice rozszerzyły się z niedowierzania i zarazem narastającego strachu.
- Słucham? – powiedziała pośpiesznie zaspanym głosem, włączając przypadkowo głośnomówiący.
- Hej! Obudziłem cię? – zapytał rozmówca.
- Można tak powiedzieć, a z kim mam przyjemność? – spytała nie rozpoznając głosu przez jeszcze źle funkcjonujące ciało i  umysł.
- Tu Matt Damon – przedstawił się i od razu dodał, bez przerywania, na jednym wydechu. - I bardzo cię poproszę: wysłuchaj mnie zanim zechcesz się rozłączyć – mówił bardzo szybko z innym głosem niż zazwyczaj, takim miłym głosem.
- Czego chcesz? – wypowiedziała przez zaciśnięte zęby.
- Kto… - zaczęła Victoria, lecz nie dane było jej dokończyć, bo przyjaciółka pokazała ruchem ręki, żeby się uciszyła, jakby jej w ogóle w tym pomieszczeniu nie było i nie słyszała tej rozmowy.
- Wiem, że tak nie wypada przez telefon, ale w tej chwili tylko tak mogę się z tobą skontaktować, porozmawiać i prosić o małe rzeczy.
- Dobra dam ci szansę i zamieniam się w słuch, ale masz się streszczać. Tak się składa, że Morfeusz woła mnie do siebie – mówiła całkiem poważnie, bez zająknięcia się.
- Początkowo pragnę szczerze przeprosić cię za wyrządzone krzywdy, których nie było mało i zdaje sobie z tego sprawę. Wiem, że pewnie te słowa mało dla ciebie zaczął, ale ja sam nie wiem co się ze mną dzieje i działo przez ostatnie dni
- Nie powiedziałabym, że to były ostatnie dni. Bardziej ostatnie kilka miesięcy – dodała opryskliwie chcą mu pokazać, co przeżyła i  jak dobrze pamięta każdy z tych okrutnych dni. – Ale mów dalej.
- Tak, to prawda, nie dni, ale miesiące – przyznał jej rację i kontynuował. -  Brakuje mi twojej osoby i nie potrafię zwykłych dni przeżyć bez ciebie. Wracam wieczorami do pustego domy, czuje ból. Nikogo nie zastaje, nikt nie rozmawia, nikt nie śmieje się twoim głosem – wyznał, a Victoria nie zaćmiona wyznaniem chłopaka, szeptała Jessice, która wzruszyła się tym wyznaniem.
- Proszę cię nie wierz w słowa tego gnoja, to wszystko kłamstwa, słowa ściągnięte z taniej noweli.
- Naprawdę – kontynuował. – Chcę wszystko naprawić i proszę cię spotkaj się ze mną, to tylko jedno spotkanie. Jeśli nic się nie uda, odpuszczę, spróbuje pogodzić się z losem i ponieść największe konsekwencje własnych czynów – samotne życie. Jednak to dla mnie bardzo ważne – mówił z powagą, przerywając co jakiś czas swoją wypowiedź, aby zawrzeć w niej więcej uczuć i „udawanego cierpienia”, którego nie była świadoma blondynka. - Jeśli możesz zależy mi na dzisiejszym wieczorze, w restauracji, którą tak bardzo pokochałaś 5 lat temu – wspomniał. – Czy sprawisz mi tą przyjemność i spotkasz się ze mną?
- Ja… - na twarzy dziewczyny widniało wielkie rozmarzenie i zauroczenie, serce waliło jak oszalałe z radości, a w głowie słyszała tylko te ciche głosiki, które powtarzały: „Powiedz tak. Nie słuchaj Victorii. Powiedz jedynie te proste słowo - TAK”. Dlaczego miałaby nie słuchać przyjaciółki? Przecież powinna uszanować jej zdanie i w końcu pokierować się rozumem, jednak uczucia ponownie wzięły górę i zignorowała brunetkę, która pokazywała ogromną kartkę z napisem „No! No! No!”. – Cóż… Chyba jestem w stanie zgodzić się na to jedno spotkanie i wysłuchać cię – mówiła oficjalnie, bez emocji,  aby nie wyszło na jaw jak bardzo jej zależy.
- Tak się cieszę – krzyknął uradowany Matt do słuchawki, a po chwili dodał z opanowaniem. – Przyjadę po ciebie o ósmej, dobrze?
- Nie – zaprotestowała. – Czekaj na mnie o ósmej pod restauracją, Victoria mnie podwiezie, gdyż prawdopodobnie będziemy się dzisiaj widzieć.
- Jesteś pewna? – zapytał zaskoczony odmową.
- Tak, do zobaczenia – zakończyła rozmowę i jak zahipnotyzowana spoglądała na ekran komórki z wielkim uśmiechem na ustach.
- Ale wiesz, że ja cię nie zawiozę – Victoria wyrwała ją z pięknego świata, w którym nie było myślenie o randce, tylko o chytrości i przebiegłości. Obmyślała w nim plan na najbliższe dni i oczywiście godziny, który miał zakończyć wszystko, całe jej cierpienie, smutek i gdzie postanowiła zamknąć wszystkie rozpoczęte rozdziały jej życia.
- Dlaczego?
- Bo ty chyba upadłaś na głowę – krzyknęła brunetka, wstając z łóżka.
- Wcale nie – zaprotestowała.
- Wierzysz w to, że zrozumiał swoje błędy?... Bo ja jakoś nie… Jessica on nie ma nad kim się znęcać, zauroczył cię tym durnym wyznaniem i telefonem. To nie jest ten chłopak co parę lat temu. Fakt, na początku będzie udawał przemiłego i kochanego, a potem rozpocznie swoją zabawę od nowa. Chcesz znowu czuć ból? – mówiła z podniesionym głosem, spoglądając przyjaciółce prosto w oczy.
- Nie zrobi tego, on jest inny, będzie lepiej niż zawsze, zobaczysz – trzymała swoją stronę Jess.
- Nie będzie – krzyknęła jej prosto w twarz.
- Będzie, a jeśli nie chcesz mnie podwieź to nie. Zamówię taksówkę i mogłam wyłączyć ten pieprzony głośnomówiący, przynajmniej nic byś nie słyszała – wyszła z pokoju narażając ich przyjaźń na upadek, lecz nie mogła wyznać nikomu pomysłu, który pojawił się w jej głowie, gdy usłyszała propozycje. Do wieczora i jeszcze na spotkaniu będzie musiała udawać „fałszywą Jessice”, a potem wróci do domu i obie prawdopodobnie się pogodzą, powymieniają się własnymi spostrzeżeniami na ten temat, Jess wyjawi całą prawdę i razem będą cieszyć się z zwycięstwa.
Przynajmniej tak sądzę – pomyślała Jess kierując się w stronę własnego pokoju.

   Przez resztę dnia dziewczyny nie odzywały się do siebie, jadły w oddzielnych pokojach, a kiedy jedna oglądała telewizje, druga wchodząc miała wszystko dla siebie, bo ta pierwsza już wychodziła z wrogim spojrzeniem, ale także z obojętnością.
   Po osiemnastej Jessica zajęła łazienkę na piętrze i zaczęła układać włosy. Miała niewielki problem z pokręceniem tyłu, ale nie zawołała Victorii, ponieważ bała się, że jej wszystko wygada, a jeśli to by nastąpiło to jest większe prawdopodobieństwo, że Matt na spotkaniu odkryje jej zamiary.
   Po dłuższych manewrach i wysiłku, udało jej się sczepić włosy z tyłu wsuwkami. Z makijażem było nieco łatwiej i po kilku delikatnych ruchach jedną ręką, podkreśliła oczy czarną kredką, usta musnęła czerwoną szminką i była bardzo zadowolona z końcowego efektu makijażu. Wyszedł tak jak kochała, podkreślał jej wszystkie atuty twarzy i nadawał charakteru. Na koniec przygotowań, udało jej się  wygrzebać z szafy małą czarną i wysokie obcasy na platformach. Stojąc przed lustrem na korytarzu powiedziała sama do siebie:
- Idealnie, niech wie co stracił…
   Zabrała czerwoną kopertówkę Victorii, oczywiście  nie mówiąc jej o tym, i wyszła przed dom poczekać na taksówkarza.

   Punktualnie o 20 stanęła przed drzwiami restauracji „ Rose” i  przywitała się z Mattem, który miał na sobie ciemny, granatowy garnitur oraz złote spinki, a w dłoni bukiet 25 róż dla dziewczyny. Choć zauważył bandaż nie pytał, co się wydarzyło, po prostu to zignorował.
- Dziękuje, że przyszłaś – szepnął jej na ucho i pocałował w policzek. – Stolik na rezerwacje Damon i jeśli można to proszę o wazon – zwrócił się do mężczyzny po czterdziestce.
- Oczywiście – odrzekł kierownik sali i zaprowadził ich do stolika przy oknie, podając MENU.
- Pięknie wyglądasz – odparł Matt, wodząc spojrzeniem.
- Dziękuje, a więc… dlaczego prosiłeś o spotkanie? – Jessica założyła nogę na nogę i opierając się o oparcie złoto-brązowego krzesła, przeszłą od razu do sprawy niecierpiącej zwłoki, chciała to jak najszybciej zakończyć.
- Ponieważ te 25 róż i wisiorek nie zaleczą twoich ran…
- Czekaj – przerwała mu. – Jaki wisiorek?
- O ten.. – wyjął niebieskie pudełeczko z marynarki i przesunął w stronę Jessicy. – Jest specjalnie dla ciebie. Robiony na zamówienie.
- Nie mogę go przyjąć – odsunęła od siebie upominek.
- Ale ja nie wezmę go z powrotem – zabrał dłonie ze stołu. – On tylko w minimalnym stopniu zakryje moje złe czyny. Zawsze będę miał poczucie winy i do końca życia będę za to odpłacał – udawał lub ze strachu był odmieniony, taki spokojny i cichy. Dziewczyna przez długą chwilę mu się przyglądała, a potem po dłuższych wahaniu ustąpiła.
- Czy mogę? – zapytał układając wisiorek z sercem i napisem „I love Jessica” na dłoni.
- Nadal nie jestem pewna, czy oby na pewno dobrze robie – zagryzła dolną wargę i wpatrywała się w zielone oczy blondyna.
- Sprawiasz mi tym radość i dzięki tobie znów jestem szczęśliwym człowiekiem – uśmiechnął się do niej. –Tak więc mogę.
- Oczywiście – odpowiedziała, obgartując włosy na bok.
   Swoimi ciepłymi palcami musnął jej szyję, a blondynkę przeszedł dreszcz przez całe ciało, który Matt wyczuł. Chwycił jej dłoń i poprowadził na środek parkietu, kiedy leciała wolna piosenka. Objął w tali i przetańczyli tak 20 minut, aż podano przystawki i danie główne do ich stolika.

   Rozmawiali długi czas śmiejąc się i popijając jedno z najdroższych win w kraju. Dla Jess ono było jak każde inne, jednak ruch chłopaka sprawiały dziwne uczucie w sercu i zakłopotanie, ale musiała się na nie godzić, bo jej plan nie uznawał porażki.
  
Gdy przyszedł czas na deser Matt nieoczekiwanie wyjął tym razem czerwone pudełeczko:
- Wiem, że mogę jeszcze wiele zrobić, bo to dopiero początek – rozpoczął patrząc jej w oczy. – Ale na chwilę obecną chcę jedynie prosić o przebaczenie, ponieważ żałuje i chce wszystko odbudować, dlatego też proszę przyjmij pierścionek z powrotem.
- Matt dziękuje za wszystko i oczywiście, że ci przebaczę. – uśmiechnęła się i położyła mu swoją dłoń, na jego dłoni. - Za tę prezenty i miłe słowa jak mogłabym nie wybaczyć takiemu chłopakowi jak ty? Lecz… pierścionka na razie nie przyjmę. Chcę poczekać i zobaczyć jak to się wszystko potoczy. Nie czuje się na razie na siłach, aby móc podejmować tak wielkie i ważne decyzje. Do tego nie chciałabym cię w żaden sposób rozczarować, nie zasługujesz na to – tłumaczyła oszukując chłopaka i siebie samą. Pragnęła tego pierścionka, chciała ponownie zostać w głębi serca panią Damon, jednak duma i charakter jej na to nie pozwalały.
- Rozumiem, a wrócisz chociaż do domu? – zapytał z wielką nadzieją w oczach i swoim głosie, lecz dla Jess to było najtrudniejsze pytanie tego wieczoru. Nie spodziewała się, że właśnie dzisiaj  je usłyszy, myślała, że wszystko się skończy, jednak Matt poszedł inną drogą, trudniejszą dla niej.
- Wrócę, bo cię kocham – obiecała i przez moment, myślała, że kłamie, ale tak naprawdę tego uczucia nie była do końca pewna. Nie wiedziała, czy kocha, czy może przestała. – Czy możemy już wracać? Muszę odpocząć, mam za sobą długie dwa dni
- Oczywiście, odwiozę cię… - wstał szybko i podszedł do Jessicy. Zanim wyszli, Matt zapłacił wysoki rachunek i jak na gentlemena przystało, otworzył Jess drzwi swojego samochodu.
- Do Vic? – zapytał odpalając silnik.
- Nie. Do rodziców, teraz u nich mieszkam – kłamała nie chcąc zdradzić adresu przyjaciółki.
   Jechali w milczeniu, a blondynka obmyślała dalszą część swojego planu. Miała nadzieje, że wszystko skończy się na tym wieczorze, jednak ona musi ciągnąć to dalej, musi grać, ponieważ się zgodziła, bo nie umiała odmówić, przez swoją dobroć i współczucie. Karciła się za te myśli, jednak czuła się zagubiona, nie wiedziała, co powinna ze sobą zrobić. Jej wnętrze nie toczyło walki tak jak zazwyczaj, teraz nie czuła nic. Pustka wypełniała wszystko, zaćmiła racjonalne myślenie, sprawiła, że blondynka po raz pierwszy w swoim życiu nie wiedziała co myśleć, ani co powiedzieć.

   Wysiadając z auta poczuła ręce Matta na swojej talii i jego usta na swoich. Całował ją bardzo namiętnie, ale zarazem delikatnie. Dziewczynie przypomniał się ich pierwszy pocałunek, a teraz choć w myślach nie chciała, to nie sprzeciwiała się. Poczuła na plecach zimny samochód i usłyszała otwierane drzwi.
   Nie mogła pozwolić, aby wylądowali zaraz na tylnym siedzeniu auta, więc powoli się odsunęła w bok dając Mattowi do zrozumienia, że na dzisiaj wystarczy.
- Przyjadę po ciebie jutro – odparł z uśmiechem od ucha do ucha.
- Będę czekać – pomachała mu na do widzenia i kiedy znikną za zakrętem, zamiast wejść do rodziców poszła powoli w stronę domu przyjaciółki.

W TYM SAMYM CZASIE PARĘ METRÓW DALEJ

- Andre spójrz… - powiedziała Justyna stojąc przy oknie. – Czy to przypadkiem nie Jessica z jakimś chłopakiem?
- Bardzo możliwe – zastanawiał się mężczyzna.
   Kobieta długi czas patrzyła, próbując rozszyfrować tożsamość tajemniczej postaci przy samochodzie przed ich płotem. Chłopak stał do niej tyłem, a kiedy się odwrócił, kobietę coś ścisnęło w żołądku i poczuła przepływ silnej energii w całym ciele. Puściła zasłonkę i gwałtownie obróciła się w stronę zdziwionego męża:
- To Matt – wyszeptała ze złością. - On ma jeszcze czelność jeździć do niej i do nas?
- Może ma jakiś cel – podsunął jej mężczyzna.
- Coś mi się nie wydaje -  była bardzo zła. – Jak on tak może?
- A skąd wiesz, że nie chce na przykład naprawić swoich błędów, choć wiesz, że z naszą córeczką to mu łatwo nie będzie.
- Nie będzie łatwo? – oburzyła się. – Przecież oni się całują.
- Fakt, ale na sto procent nie jesteś pewna, że to właśnie nasza córka tam stoi – uspokajał ją choć sam wiedział swoje i duma go rozpierała z widoku za oknem. – Chodźmy stąd, jeśli to Jess to zaraz wejdzie do domu i sobie z nią porozmawiasz, ale uwierz mi jestem pewien, że to nie oni, Jessica mam mój charakter i się nie da.
   Zabrał żonę do salonu i choć ona mówiła jeszcze coś pod nosem dobre dziesięć minut to w końcu stanęło wszystko po jego stronie i Justyna uwierzyła, że to nie ich córka, tylko inna para młodych ludzi tam zaparkowała na pewien czas. Uwierzyła w to tylko dlatego, ze kiedy wróciła do okna samochodu nie było i nikt nie przyszedł do domu.
    Andre usłyszał melodyjkę telefonu i przeczytał sms:
„Próbuję naprawić błędy i wyrządzone do tej pory wszystkie krzywdy. Przepraszam, że podniosłem na pana rękę. Matt Damon.”



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy