19 października 2014

ROZDZIAŁ SZESNASTY


Tak jak obiecałam, dodaje rozdział szesnasty, choć wiecie co? W ogóle miało mnie tu dzisiaj nie być, miałam chwile taki moment, że nie dodam, żadnego rozdziału, że może dokończę go jutro. Ale nie powiedziałam sobie stop i po prostu zmusiłam się, żeby włączyć komputer, no i chyba warto było... :)

Miłego czytania :*
Manka ♥

PS. A właśnie jeśli tu jesteś, widziałeś poprzedni rozdział? :P


**** **** **** **** ****

  Dwie godziny później, czyli około ósmej trzydzieści było już całkowicie inaczej. Jessica w mocnym, ciemnym makijażu, w granatowej, obcisłej sukience i wysokich obcasach weszła do salonu. Zauważyła, że Victoria leży na kanapie pod kocem i ogląda nudny, piątkowy film w telewizji.
- Hej! Chyba nie będziesz tu tak leżeć cały wieczór? – bardziej stwierdziła niż zapytała Jess, jakby nic się nie wydarzyło.
- Co? – zapytała wyrwana ze skupienia Vic. – Co mówiłaś?
- Że chyba nie będziesz tu leżeć cały wieczór.
- Ale przecież ty… - nie dokończyła, bo kiedy spojrzała na przyjaciółkę zaniemówiła. Można powiedzieć, że z wrażenia i zaniepokojenia. Powoli podniosła się do pozycji siedzącej, nie spuszczając wzroku z przyjaciółki. Oszołomienie malowało się na jej twarzy, a w sercu pojawiły się skrajne emocje.
- Co się tak patrzysz? – zaśmiała się blondynka i założyła ręce na biodra.
- Co ty… przecież… dwie godziny temu… - jąkała się. –Nawet nie zeszłaś na jedzenie.
- Oj tam, nic mi nie będzie – machnęła ręką. – Jedzenie nie zając nie ucieknie. Jutro nadrobię cały tydzień, a potem to spalę w parku.
- Co już brałaś? – zapytała chytrze wstając z kanapy.
- Ja? A co niby miałam brać?
- Jak dobrze pamiętam, kiedy wróciłam do domu siedziałaś w pokoju z wyłączonymi uczuciami i nic do ciebie nie docierało. Co się zmieniło? – prowadziła śledztwo Vi.
- Kazałaś mi się otrząsnąć, więc oto jestem – uśmiechnęła się od ucha do ucha Jessica i puściła oczko brunetce.
- Płakałam przez ciebie – już stała przy niej i szturchnęła ją lekko w ramie.
- Ja przez siebie też. Przepraszam – dziewczyny wpadły sobie w ramiona i nie chciały się nawzajem puścić.
- Przepraszam, że na ciebie nawrzeszczałam tam na górze, nie powinnam była tego robić. W końcu wiedziałam, co przechodzisz, to było niest… - wyszeptała Vic.
- Należało mi się – przeprała blondynka
- Ale chyba nie tak bardzo… Ja po prostu już nie mogłam patrzeć na twój stan.
- Tak wiem, wiem – przytaknęła.
- Byłaś taka… taka… nieobecna – Victoria zaczęła przywoływać do siebie tamten widok.
- Nie myśl o tym i nie płacz, bo ja też zacznę, a to nie jest wodoodporny tusz.
- A właśnie, co ty się tak wystroiłaś? – zapytała Vic odchylając się do tyłu i mierząc dziewczynę wzrokiem od stóp po czubek głowy.
- No jak to, nie wiesz?
- Przykro mi, ale nie.
- Ty i ja idziemy do klubu „Stars night” na imprezę. Chyba nie przepuścisz piątkowego wieczoru na jakieś bzdety w telewizji, prawda? – wskazała na telewizor i pokręciła przecząco głową, wydymając wargi.
- Dlaczego dopiero teraz się o tym dowiaduje i przecież ty nie lubisz zbytnio imprezować.
- Bo to była nagła decyzja i przyda mi się odetchnąć od pisania oraz wyrzucenia na jakiś czas problemów. Jedną imprezę już przepuściłam…
- Ale…
- Żadnego „ale”, leć na górę i zrób się na bóstwo. Masz piętnaście minut – ponagliła ją Jessica.
- Nie zdążę nawet zrobić fryzury.
- No cóż, tak bywa.
- To nie fair, ty miałaś dwie godziny.
- Czas mija. Tik tak, tik, tak… - pokazała palcem prawej ręki poruszające się wahadło zegara i przytuliła ją jeszcze raz tym razem na znak, że jest kochana i nie poradziłaby sobie bez niej.


   35 minut później były już w środku klubu witając się ze znajomymi: Benem, Lucasem, Amy, Mary, Krisem oraz Alfim. Dziewczyny zostały przy zielonym stoliku, a chłopaki śmiejąc się poszli po drinki.
- Nic się nie zmienili. Minęło już sześć lat od kiedy istnieje nasza paczka, a oni nic, po prostu nic się nie zmienili… Są wciąż tacy sami – powiedziała Mary opierając się o blat stołu i wodząc wzrokiem po sali.
- Dalej jak dzieci – dodała Vi.
- No wiesz, oni dorastają później niż my kobiety – powiedziała Jess głosem pani Zelman, nauczycielki biologii z liceum, na co pozostałe zaczęły się śmiać, a zamyślony Alf w tym samym momencie potknął się i wylał 2 drinki na Lucasa.
- Debilu patrz pod nogi – wkurzył się chłopak i wylał kumplowi na głowę jedną z coli, które właśnie niósł.
- Ej no…
   Dziewczyny przyglądały się temu przedstawieniu i nie mogły powstrzymać się od śmiechu. Przypomniały im się dawne lata i podobna sytuacja.
   W pewnym momencie Jess wstała i zaczęła tą dwójkę rozdzielać. Stanęła między nimi i odepchnęła na boki.
- Koniec! – wrzasnęła, aby przekrzyczeć muzykę i po chwili dodała. – Jak dzieci.
- A ty niby lepsza? – wtrącił się Kris za co dostał kopniaka od Amy.
- Nie zachowuje się jak oni, a teraz Alfi idziesz suszyć głowę, a ty Lucas ze mną do łazienki. – rozkazała władczym tonem i wskazała na koszulę chłopaka. – Trzeba jakoś zmyć tą plamę, a i jeszcze jedno.
   Spojrzeli na nią, a ona zamiast parsknąć śmiechem przez widok ich wyrazów twarzy spokojnie powiedziała:
- Kris, jeśli tak lubisz trzymać stronę tych dwóch kretynów, to nie masz wyjścia i idziesz po picie, ponownie i kogoś, żeby to posprzątał – wskazała na podłogę i z niezadowolonym wyrazem twarzy patrzyła na chłopaka. Nie skakał z radości, ale wiedział, że z Jess się nie dyskutuje, więc machnął ręką i poszedł w kierunku bawiącego się tłumu.
   Je natomiast pociągnęła Lucasa za sobą i weszła do pierwszej lepszej łazienki.
- Zdejmij koszulę i podkoszulkę, która masz pod spodem.
- Ale że teraz? – zapytał zdziwiony.
- A niby kiedy? Chyba się mnie nie wstydzisz, co? - spojrzała na niego, unosząc jedną brew do góry.
- Nie… No coś ty… - zaśmiał się i po chwili spoważniał. - Chyba nie…
- Bez przesady przecież nie jestem kimś obcym, widziałam cię tak nie raz. Jeśli krępujesz się, że ktoś tu wejdzie proszę bardzo zamknęłam drzwi – powiedziała przekręcając klucz, na co chłopak zareagował szerokim uśmiechem. – Nie wyobrażaj sobie za dużo – odparła dziewczyna, widząc emocje wymalowane na twarzy Lucasa.
   Chłopak powoli zdjął górną część garderoby i rzucił ją w stronę Jess, która stała przy umywalce. Złapała je jednym ruchem ręki i włożyła pod wodę. Trochę to trwało zanim plama zeszła i mokre miejsce zostało wysuszone. Chłopak siedział wtedy obok i przyglądał się jej ruchom, a potem dostał ubraniem prosto w twarz.
- Ubierz się i przyjdź – powiedziała wychodząc.


- Gdzie Amy i Ben? – zapytała pozostałą czwórkę przy stoliku.
- Tańczą – wskazała Mary. – Tu jest twój drink. Jak tam Lucas?
- Właśnie idzie – odparła Jessica i wypiła łyk niebieskiej cieczy. – Ale ohyda…
- Co? – zapytała Vic.
- Okropny drink, daj mi twojego…
- Masz – podała jej szklankę i patrzyła.
 Jess łyknęła teraz fioletowy płyn i mało nie zwymiotowała.
- Jak ty to możesz pić? To jest okropne. Idioto coś ty zamówił? – spojrzała na szatyna, który był w trakcie spożywania piwa.
- Nam smakuje – odparł.
- Idę po sok z wódką i lodem. Komuś jeszcze przynieść normalnego drinka? – pokręcili przecząco głowami. – Nie to nie.
   Usiadła przy barze i poczekała na dwie szklanki. Czas jej się dłużył niemiłosiernie, a pijany facet nie dawał spokoju.
- A piękna panienka to sama?... Czego panienka nie odpowiada?... A może zatańczy panienka z takim przystojniakiem jak ja?
   Nie chciał odpuścić, a dziewczynie zaczęły powoli puszczać nerwy i największym jej marzeniem była walnąć tego durnego faceta.  Kiedy doczekała się swojego zamówienia wróciła do stolika gdzie nikogo nie było. Wkurzyła się na tą całą siódemkę, że nie poczekali i siedząc tak przez jedną piosenkę wypiła całego drinka. Potem wróciła do niej Victoria i zabrała na parkiet.
   Balowały tak przez półtorej godziny, a potem nieco już pijany Lucas zaprosił ją do tańca. Zgodziła się i to były niezapomniane trzy piosenki wieczoru. Dziewczyna nie czuła, że przed kilkunastoma dniami zerwała zaręczyny. Była wolna i mogła sobie na wiele pozwolić, nawet na bardzo nietypowy taniec ze znajomym. Tak dobrze się bawiła, że nie zauważyła, kiedy znaleźli się bardzo daleko od pozostałych, a Lucas zbliżał się do niej coraz bardziej. Chciała tego pocałunki, aby udowodnić sobie, że już nic jej nie trzyma, że może wszystko, jednak położyła mu ręce na klatce piersiowej i wyszeptała:
- Nie mogę.
- Dlaczego?
- Po prostu nie mogę, przepraszam.
   Ruszyła szybkim krokiem w stronę stolika, aby odpocząć i przemyśleć tą całą sytuację. Lecz na środku parkietu usłyszała bardzo daleki głos Victorii i Lucasa:
- Jessica uważaj, za tobą.
   Za późno zorientowała się i została uderzona z ogromną siłą przez pijanego Krisa i Alfiego, którzy się bili. Upadła na lewą rękę i aż pisnęła z bólu.
- Nic ci nie jest? – zapytali wspólnie przyjaciele.
- Nie wiem, ona piekielnie boli… - wypowiedziała próbując zignorować to, co się działo w jej kończynie.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy