5 października 2014

ROZDZIAŁ CZTERNASTY


 Hejka :*

   Za piątek przepraszam, ale jak mówiłam, zajmuje się ważnym projektem i nie daje on mi zbyt wiele czasu wolnego, jednak dzięki niemu w ostatnim czasie poczułam, że żyje pełnią życia.
   O tym rozdziale nie wiem, co myśleć, mam jednak nadzieje, że się Wam spodoba. Cieszę się, że udało mi się przed chwilą go napisać, bo szczerze miałam sobie odpuścić. Pomimo że ostatnie zdania pisałam z wielkim bólem dłoni, gdyż WF daje mi się we znaki i jutro ma lekarza przez ten mały wypadek, to muszę powiedzieć, że warto było.

**** **** **** **** ****

- O której? – zachowała zimną krew Victoria i wpatrywała się w skupieniu na przyjaciółkę.
- Powiedziała… - wydukała ze strachem Jess. - … że będzie około czwartej i chce z nami szczerze o czymś porozmawiać. Nie wiem co się dzieje, jednak po jej tonie, domyślam się, że to coś bardzo ważnego, coś nie cierpiące zwłoki…
- Nie wspominała nic a nic, o co będzie chodzić? – dopytywała Victoria.
- Nie! Słyszałam jaka była szczęśliwa, miała taki radosny głos… Przecież ja nie mogę jej o tym powiedzieć – Jessica usiadła na łóżku i schowała twarz w dłoniach, w geście bezradności.
- Ale zdajesz sobie sprawę, że nie ukryjesz tego przed nimi. Wcześniej czy później o wszystkim się dowiedzą. Nie wiemy jak na to zareagują, jednak lepiej byłoby, żeby usłyszeli to od swojej córki, a nie jakiegoś nieznajomego. Wiem, że dziwnie to brzmi i źle się z tym czujesz, ale to już jedyne wyjście – brunetka usiadła obok przyjaciółki i z lekkim wahaniem dotknęła jej ramienia.
   Między dziewczynami, na pewien czas, zapadła grobowa cisza. Co chwila spoglądały na siebie, lecz w większości przypadków Jess siedziała ze spuszczoną głową i nuciła jakąś piosenkę. Jej wnętrze przepełniał strach. Czuła drżenie dłoni, szybsze bicie serca, jakby miało wyskoczyć z jej klatki piersiowej i zimny pot, który pojawił się na plecach. Przywoływanie dobrych wspomnień, nie pomagało jej w opanowaniu tych różnorodnych emocji, rozdzierających jej wnętrze.
   Kiedy zamknęła się w sobie, rzeczywistość na chwile przestała istnieć, skrajne emocje powoli słabły i dopiero melodyjka telefonu wyciągnęła ją z pustki. Nie udało jej się wziąć komórki, bo już trzymała ją Vic i ze zgrozą patrzyła na ekran.
- Matt – wysyczała przez zęby. – Odbierz, ale przed tym włącz głośno mówiący i nie daj po sobie poznać, że masz jakiś problem.
- Słucham? – zapytała blondynka, próbując zapanować nad drżeniem własnego głosu.
- Witaj kochana – powitał ją radośnie Matt. – Jak miło znów cię usłyszeć.
- Chyba ci się numery pomyliły, bo twoja kochana to w firmie twojego ojca – powiedziała Jess z niewielką złością, która zajęła miejsce strachu.
- To już wyłącznie moja firma.
- A no tak… Wiesz zapomniałam, że ją przepisał – odparła tym swoim tonem.
- Słyszałaś nowinki?
- Jakie? – zdziwiła się dziewczyna, spoglądając na przyjaciółkę.
- No twoja mama przychodzi dzisiaj i jak moja o tym usłyszała to postanowiła zrobić to samo, więc mamy dzisiaj gości. Miło prawda? – cieszył się chłopak.
- Ależ oczywiście… Tylko wiesz co?
- Co?
- Mnie tam nie będzie. To są twoi goście, w twoim domu.
- W twoim też i pamiętaj, że jesteś moją narzeczoną – oburzył się chłopak.
- Ty go urządziłeś, tam nic mojego nie zostało i … - zrobiła długą pauzę i wypowiedziała te słowa głośniej, akcentując każde z osobna. – Już dawno nie jesteśmy razem, wbij sobie to w końcu do głowy.
- Tak bardzo śmieszne – znów zignorował jej słowa. – Trzeba posprzątać i miło je przywitać.
- Sam to możesz zrobić.
- A co jak spytają o ciebie? – nie wytrzymywał złości i zaczął się irytować, na co wskazywał ton jego głosu.
- Powiesz jakim dobrym synem jesteś, co jest twoim nowym hobby – po tych słowach nacisnęła czerwoną słuchawkę i patrzyła na dziwny wyraz twarzy Victorii. Zaczęła jej nawet machać przed oczami nie mając pojęcia, co wprowadziło przyjaciółkę w ten stan.
- Wszystko w porządku?
- Yyy… - zamrugała oczami i oprzytomniała. – Tak. Myślałam, że sobie nie poradzisz, że się go boisz. Natomiast ty poradziłaś sobie perfekcyjnie – cieszyła się brunetka, a na twarzy widniał uśmiech zadowolenia.
- Bo ja się go boje, ale tylko wtedy kiedy stoi przy mnie i wiem, że może mi coś zrobić.
Vic spojrzała w niebieskie oczy Jessicy, ale nie znalazła tam strachu, bólu i przygnębienia. Była prawie pewna, że kumpela za parę chwil zacznie panikować, jednak to nie nastąpiło. Po pewnym czasie zauważyła na jej prawej tęczówce ten charakterystyczny błysk i słowo:
- Idę!
- Ale gdzie?
- Do mojej mamy zanim ona wyruszy do tamtego domu. Nie będzie mi co prawda łatwo, ale muszę to powiedzieć, bo i tak prędzej czy później się o tym dowiedzą.
- Ej, to moje słowa – zauważyła Victoria.
- Tak wiem i chciałabym, żebyś coś dla mnie zrobiła.
- Co?
- Mogłabym w tym momencie odpowiedzieć coś bardzo nie miłego, ale wtedy się obrazisz, a ja cię potrzebuje.
- W jaki sposób?
- Jedź ze mną, potrzebuje wsparcia…
- Dobrze, ale jesteś tego pewna? – zapytała chytrze chcą się dowiedzieć czy dziewczyna zaraz się nie wycofa przez jakąś głupią wymówkę.
- Tak, to już czas – przytaknęła i wstała z łóżka.

   Jessica nie zjadła żadnego posiłku, nie miała do tego głowy ani ochoty. Myśli wciąż kłębiły się w jej głowie, czasami znikały, aby wrócić ze zdwojoną siłą. Nie dawały spokoju i wciąż dręczyły umysł. Dziewczyna próbując je ignorować, pośpiesznie założyła czarne rurki, żółtą bluzkę i czarne trampki. Czekała na Vic, która próbowała znaleźć kluczyki, a one spokojnie leżały w samochodzie.
- Vi znalazłam, chodź szybko – krzyknęła za nią Je.
   Po tych słowach siedziały razem w Nissanie i miały do przejechania parę kilometrów, które dzieliły ich od dzielnicy w centrum LA, gdzie stał duży dom państwa Braun.

- O kochanie jak ty ładnie wyglądasz, ale co tu robisz? – zapytała pani Braun. – Przecież to ja miałam do was przyjść.
- Tak wiem, ale muszę z tobą porozmawiać… - powiedziała z lekkim strachem ignorując komplement. – To ważne.
- Dzień dobry pani Braun – przywitała się Victoria wychodząc za domu gdzie pozostawiła samochód. – Miło panią znowu zobaczyć.
- Witaj Vi! Co już zrobiłyście? – zapytała prosto z mostu kobieta i kontynuowała dalej. – Pytam o to, ponieważ jeśli jesteście tu obie i moja córka mówi, że to ważne, to coś musiało się wydarzyć. Więc?
- Chodzi o Matta – powiedziała powoli Jess.
- Co się stało? Coś z firmą? Miał wypadek? – przejęła się kobieta.
- Nie proszę pani, to coś o wiele gorszego – odpowiedziała jej Victoria. – Lecz będzie lepiej, jeśli opowie to Jess, ja jestem jedynie jako wsparcie.
- Jest tata? – wyjąkała Je.
- Nie, w tym momencie pracuje, ale wejdźcie do środka moje drogie. Usiądziemy i spokojnie porozmawiamy.
   Weszły do brązowego domu i usiadły razem w dużym salonie, na kremowych kanapach.  Jessica bardzo długo zbierała się, żeby zacząć. Bała się, ale nie było odwrotu. Kiedy spoglądała na Victorie ze smutnym wyrazem twarzy widziała wciąż tę samą minę, która mówiła: „To twoja mama musisz jej o wszystkim powiedzieć. Bądź silna.”
- Trudno jest mi o tym mówić, ponieważ nigdy nie chciałam was zawieść, ale to wszystko, co się dzieje wokół mnie jest za silne i nie daje rady. Poddałam się, choć chciałam walczyć do końca… - stanęła na chwilę, aby powstrzymać łzy i po chwili wszystkie słowa wyszły same z jej ust.
   Powiedziała o wszystkim: o bólu, strachu, wyzwiskach i ranach na ciele. Skończyło się oczywiście płaczem z bezradności, a kiedy przyszła pora powiedzieć o zerwanych zaręczynach coś ją ścisnęło w gardle i nie potrafiła wypowiedzieć nawet najprostszego słowa.
- Co się jeszcze wydarzyło? – zapytała ją mama.
- Bo… ja… - jąkała się dziewczyna.
- Ona chciała powiedzieć, że choć kocha państwa oraz rodziców Matta to nie wytrzymała i zrobiła to, co według niej było słuszne i  powinna była według mnie zrobić to wcześniej – przyszła na ratunek Victoria.
- Zerwałam zaręczyny – odpowiedziała na pytający wyraz twarzy mamy.
   Pani Braun się nieco przejęła, ale była na tyle wściekła na chłopaka po usłyszanej historii, że wstała i bez słowa wyszła z salonu. Dziewczyny wtedy spojrzały na siebie pytająco i pokręciły przecząco głowami, że nie wiedzą, co się stało.
   Chwilę patrzyły na ścianę, a potem rozległ się głośny i zarazem wrogi głos kobiety, która rozmawiała z kimś przez telefon.
- Co jest? – zapytała Victoria.
- Mama albo dzwoni do taty, albo do pani Damon. Jest prawdopodobnie bardzo zła, może nie wato było jej mówić?
- Co ty gadasz? Dobrze, że to zrobiłaś – rozwiała wątpliwości Vic oraz dotknęła dłoni przyjaciółki na znak potwierdzenia swoich słów.
- Nie rozumiesz, że to twój syn wszystko robi… Nie pozwolę, aby to tak pozostało… To moja córka… Tak najlepiej machnąć ręką… Miło, że się przejmujesz… - krzyczała pani Justyna ze złością.
- Jest naprawdę wkurzona – stwierdziła Vic.
- A dziwisz się? Przecież znasz jej charakter.
- No znam, ale żeby aż tak?
   Jessica wstała i wolnym krokiem wyszła na korytarz pytając:
- Mamo? Wszystko w porządki?
- Tak mój skarbie – odpowiedziała łagodnie kobieta podchodząc do córki. – Tak bardzo cię przepraszam, to nasza wina.
- Nie – zaprotestowała. – Nie mieliście z tym nic wspólnego, nawet nie wiedzieliście, że takie coś miało miejsce.
- Ale robiłaś to dla nas…
- Tak wiem, ale także dla niego, ja go kochałam – rozpłakała się i wpadła w ramiona kobiecie, która ją przytuliła jakby nigdy nie chciała jej wypuścić i pozwolić, aby została ponownie zraniona.
- Ciii… Wszystko będzie dobrze – uspokajała ją i głaskała po głowie jak za dawnych lat…



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy