29 września 2014

ROZDZIAŁ TRZYNASTY



  
   Ojejku, przepraszam, za to, że prawie tydzień mnie tu nie było i przez to ominęłam trzy rozdziały, choć może dwa, bo ten jest za wczoraj. Jakoś tak nie miałam siły i czasu, żeby pisać. A do tego wszystkiego nie mogę obiecać, że kolejny rozdział pojawi się w piątek, bo pracuje od wczoraj nad ważnym projektem, nie do szkoły jakby kogoś to ciekawiło. Jednak zrobię wszystko, co w mojej mocy, aby czternasty pojawił się o czasie.

   Zapraszam na trzynasty rozdział i mam nadzieje, że nie będzie dla nikogo pechowy, ani nie przyniesie żadnych nieprzyjemnych rzeczy, tak więc miłego czytania :)

   Manka ♥

**** **** **** **** ****

   Victoria chwiejnym i jeszcze zaspanym krokiem, zeszła do kuchni o dziesiątej rano i nie wierzyła własnym oczom. Na blacie nie było ani jednego pudełka, a przy wejściu do salonu nie walała się zawartość szafek. Przez dłuższą chwile nie mogła w to uwierzyć i aż musiała wrócić na górę, aby sprawdzić czy tam też z niewyjaśnionych przyczyn jest tak czystko. Sprawdziła każde pomieszczenie i nigdzie nie było śladu po wczorajszym tornadzie zwanym „Victoria Justice”.
   Kiedy otworzyła czarne drzwi od garderoby zauważyła śpiącą Jessice z laptopem na kolanach i blond lokami spiętymi w pozornego koka.
   Podeszła do niej po cichu na palcach i nakryła zielonym kocem, który zdjęła z górnej półki, starając się nie obudzić przyjaciółki. Zabierając, delikatnym ruchem, komputer przed zamknięciem, zapisała nową książkę dziewczyny, a raczej początkowy fragment. Na sam widok tylu stron w programie , uśmiechnęła się do śpiącej Jess i nie powstrzymując się, aby nie przeczytać nawet krótkiego zdania, wyszła walcząc ze swoją upartą ciekawością.
   Gdy wróciła po chwili, żeby zabrać jakieś luźne ubrania do chodzenia, stanęła i przez dłuższą chwilę patrzyła na twarz blondynki, na której co pewien czas pojawiał się delikatny uśmiech wywołany cudownym snem.
  
   Jessica śniła o Paryżu, o wierzy Eiffla, gdzie przypadkowo wpadła na Roberto, Francisa, Davida i Phillipa. Przez cały czas byli dla niej bardzo mili i chętnie stali z nią przy barierce na najwyższym poziomie, podziwiając widok i rozmawiając. A ona przez bardzo długi czas czuła się w siódmym niebie pozwalając swoim marzeniom się spełniać. W chwili kiedy pochłonęła ich rozmowa o kolejnej trasie chłopaków, w parę sekund pojawiły się ni stąd ni zowąd czarne chmury i silny, porywisty wiatr.
   W tym samym momencie zniknął gdzieś Roberto z Phillipem i wszyscy ludzie dookoła, pozostała tylko ich trójka, która próbowała usilnie włączyć windę. Kiedy w końcu zaświeciła się zielona lampeczka sygnalizująca otworzenie się windy, chłopaki weszli do środka i winda oraz szczyt więzy, stanęły w płomieniach od uderzenia pioruna. Jessica upadła obok barierki i zaczęła krzyczeć.
  
   G
dy zerwała się ze snu, a raczej koszmaru, było już po czternastej. Spała jedynie sześć godzin, ale nie chciała wracać do tego co przed chwilą widziała, co wymyśliła jakaś cześć jej mózgu. Wstając złożyła koc, który z niewiadomych dla nich przyczyn, znalazł się na niej. Dokładnie pamiętała, że odkładała go na najwyższą pułkę i siedziała pisząc kolejną cześć swojej książki. Ziewając i poprawiając chaos na głowie jedną dłonią, ruszyła chwiejnym krokiem na dół w poszukiwaniu Victorii.
- Cześć śpiochu – usłyszała za sobą rozbawiony głos Nathana.
- Cześć podróżniku – odparła odwracając się w jego stronę. – Gdzie twoja piękna imprezowiczka?
- Leży w salonie i jęczy, że ją głowa boli – odparł, robiąc grymas niezadowolenia.
- Kac? – zachichotała, przypominając sobie, jak zawsze po jakimś ich wypadzie, chłopak nie mógł wytrzymać zachowania brunetki
- Nie, to raczej nie to! – pokręcił przecząco głową.
- A co innego? – zapytała zaskoczona.
- Ma kaca to prawda, ale to nie to sprawia ten ból. Moim zdaniem to brak płynów i przemęczenie – udawał przemądrzałego. Ale ogólnie zawsze tak miał, gdy był zdenerwowany i coś nie szło po jego myśli. -  Wiesz, że ona przez dobrą godzinę ćwiczyła taniec, bez chwili wytchnienia. Bez jedzenia i picia.
- Cała Vic, zaraz to załatwię. Zostań tu – rozkazała i weszła do salonu całując przyjaciółkę w policzek na powitanie. – Cześć kochana, jak głowa?
- W porządku. Nathan ci już powiedział? – wydęła usta i przewróciła oczami.
- Tak i wiesz co? – uśmiechnęła się tajemniczo.
- Co? – Victoria zerwała się z pozycji siedzącej, patrząc wielkimi oczami. - Co już wymyśliłaś, co ci się przyśniło?
- Miałam koszmar, nie warto opowiadać – machnęła ręką. – Ale nie dam ci dzisiaj umierać cały dzień, nie ma takiej opcji. Kiedy cię głowa boli jesteś bardzo marudna.
- Wcale, że nie – zaprotestowała Vic.
- A wcale, że tak. Jeśli zaraz nie weźmiesz czegoś od bólu głowy wydam cię Nathanowi – wzięła dziewczynę na szantaż. – I wiedz, że on uwierzy nawet w moje niewinne kłamstewko.
- Nie zrobisz tego – poderwała się Victoria już do pozycji stojącej, opierając się rękami o oparcie fotela, gdyż miała trudności z utrzymaniem równowagi.
- Ale czego?
- No tego, co planujesz w tej swojej głowie – zakręciła palcem wskazując na głowę przyjaciółki i pojawił się uśmiech na jej twarzy.
- A! – udała, że uderza się teatralnie w głowę. - Chodzi ci o to, że zaraz mu powiem, że umawiasz się z innymi za jego plecami, a on cię znienawidzi – zaklaskała delikatnie w dłonie i uśmiechnęła się zadziornie.
- Nie zrobisz tego!
- Ależ zrobię, nie wierzysz? – zapytała i po chwili zawołała. – Nathan!!!
   Vi zakryła jej usta ręką i pokazała, że jak się zaraz nie uciszy to nie będzie z nią dobrze.
- Czy coś się stało? – zapytał chłopak stając w drzwiach.
 - Nie nic – odpowiedziała pośpiesznie Vic i dodała. – Możesz przynieść mi szklankę wody i jakąś tabletkę na ten okropny ból?
- Jasne – spojrzał zaskoczony na Jess, a ona jedynie puściła mu oczko.
Jessica uśmiechnęła się na znak zwycięstwa i czekała tylko na Nathana nie zwracając najmniejszej uwagi na przyjaciółkę, która próbowała udać, że strzela focha, lecz w tym momencie jej aktorskie zdolności się ulotniły.
   Victoria zabrała od chłopaka lek i się z nim pożegnała, ponieważ musiał pilnie pojechać do firmy, bo szef go wezwał i po jego głosie można było się domyślić, że nie był w dobrym humorze. Kiedy drzwi się zatrzasnęły pierwsza odezwała się Vi:
- Wiesz, że kiedyś znajdę sposób na ciebie i na te twoje szantaże…
- Przecież znasz na nie milion sposobów i tak naprawdę zastraszanie można na tobie użyć tylko wtedy, kiedy umierasz z bólu głowy lub masz niezłego kaca. Zaraz ci przejdzie i wrócisz do siebie. To przez wrażenia i uwierz mi to nie przez brak płynów boli cię głowa jak twierdzi twój przyszły mężulek – pokręciła przecząco głową, na potwierdzenie własnych słów.
- Telefon ci dzwoni… - powiedziała spokojnie Vic, odbiegając całkowicie od tematu.
- Co?
- Telefon!
- Ale jak ty go słyszysz, przecież on jest na górze? – dziwiła się blondynka spoglądając to na sufit, to na brunetkę.
- Garderoba jest nad nami. Idź…
Jessica pobiegła szybko na piętro i odebrała w ostatniej chwili:
- Cześć mamo!... Co słychać?... Ja się nie odzywam?... Przesadzasz…  Oj to nie tak, ja po prostu nie mam czasu… Tak wiem, że miałam przyjść… Chcesz wpaść?... Dzisiaj?...  A może ja przyjdę?... No mamuś… Nie wiem, czy to dobry pomysł… Naprawdę?... Ale Matt jest bardzo zajęty… Ale to musi być u nas w domu?... Ale… No dobrze… Pa.
- Kto dzwonił? Mama? – Victoria sprawiła, że Jess podskoczyła ze strachu.
- Nie strasz mnie – spiorunowała Vic spojrzeniem, kiedy ta stała opierając się o framugę drzwi.
- Mama? – zapytała ponownie, wskazując na komórkę.
- Tak - odpowiedziała i posmutniała.
- Co się stało? Ktoś umarł?
- Nie, gorzej. Nie mogę dłużej tego ciągnąć, ona chce dzisiaj do nas wpaść tzn. do mnie i do Matta. Ona przecież o niczym nie wie. Boje się, ja nie dam rady im tego wyjawić…



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy