No i jest także kolejny rozdział i oczywiście ponownie z dziennym opóźnieniem, za co ponownie przepraszam, ale powrót do szkoły i to do klasy maturalnej, sprawił, że ponownie wokół mnie pojawiała się ta szara, okropna rzeczywistość. Nie potrafię dopuścić do siebie wiadomości, że to już jest po wakacjach, a ja muszę zmierzyć się z natłokiem zajęć dodatkowych, przeróbką całego materiału i nowymi wiadomościami. A za te 8 miesięcy czekam mnie matura (!)...
Po dzisiejszym dniu i paplaninie nauczycieli, nie mogę się na niczym skupić, ani nawet zaplanować sobie, jak to będzie. Wydaje mi się, że muszę się z tym przespać, żeby było lepiej. No chyba, że jutro będzie gorzej....
Rozdział jak obiecałam tak dodaje, bo nie mogę sobie odpuścić po raz kolejny raz pasji i wytrwam w tym roku szkolnym i będę pisać na bieżąco. A teraz nie zabierając więcej czasu, zapraszam na kolejną część...
PS. Cieszyłabym się nawet z najmniejszych komentarzy :)
Jest ich tylko dziewięć na ponad 1200 wejść...
Liczę na Was... ♥
**** **** **** **** ****
Victoria z ogromnym strachem i ściskiem żołądka spojrzała w
stronę, gdzie wskazała przyjaciółka poprzez prawie, niedosłyszalny szept. Jej
serce waliło jak szalone w momencie, gdy zobaczyła jego samochód tuż przed
swoim. Nie spodziewała się go tak szybko w domu. Przecież chłopak zawsze wracał
późno w nocy, a po każdym najmniejszym nawet spotkaniu zostawał, aby zapanować
nad wszystkim, by było po jego myśli. Tak przynajmniej myślała po opowieściach Jess.
Dlaczego teraz jest inaczej –
pomyślała Vic i spojrzała na przyjaciółkę, która dopiero co zamknęła drzwi, a
oczy zaszły łzami. Brunetka czuła jak jej ręce drżą, kiedy zamykała bagażnik.
Każdy najmniejszy ruch sprawiał, że czuła ucisk w żołądku. Gdy blondyn wysiadł
pośpiesznie ze swojego samochodu, nie zamykając drzwi, widziała gniew i
zdziwienie na jego twarzy. Czuła, że coś jest nie tak. Matta nie powinno tu
być, on musiał się dowiedzieć, co się szykuje. Ale przecież trudno było to
wszystko rozszyfrować, on przecież jako jedyny najdłużej zastanawiał się co panienka
Justice myśli i jaki ma plan.
Victoria zrobiła kilka głębokich wdechów, zacisnęła pięści i z wielkim uśmiechem na ustach podeszła do Matta i jakby nic się nie stało, spojrzała mu prosto w oczy. Chłopak nie rozumiał, o co jej chodzi, co tak naprawdę się dzieje, ale na jego twarzy malowała się złość po tym, co zobaczył.
- Chyba ci się domy pomyliły - odparł. - Nie masz prawa zabierać tych rzeczy.
- Czyżby? - zapytała i potem dodała. - Coś mi się nie wydaje.
- One nie są twoje! – krzyknął, a jego głos był jak ryk zwierzęcia z dziczy.
- Twoje też nie – podkręciła przecząco głową, aby lepiej zrozumiał. - Są natomiast mojej przyjaciółki, mojej najlepszej przyjaciółki – mówiła powoli akcentując każdą sylabę, gdyż uważała, że ten chłopak inaczej nie zrozumie najprostszych słów.
- A mojej narzeczonej, więc chyba mam większe prawo do nich niż ty - przerwał, nie dając za wygraną i podszedł do Nissana.
- Twojej byłej narzeczonej - wtrąciła Jess podchodząc do nich. - To była moja decyzja, nie będę z tobą mieszkać i nie chce mieć żadnego nawet najmniejszego kontaktu z tobą. Robię to z własnej nieprzymuszonej woli, a ty nie masz nic do gadania, więc odejdź od tego samochodu i nawet nie waż się tknąć moich rzeczy – mówiła z wielkim spokojem na twarzy i podchodziła coraz bliżej chłopaka. Strach i łzy minęły w mgnieniu oka. Teraz czuła siłę do walki, jednak rozum podpowiadał jej, że lepiej się odsunąć, więc zrobiła niewielki krok w tył.
- Jessica nie kłam! – krzyknęła Victoria, gdyż nie mogła wytrzymać, że przyjaciółka znów chce wziąć wszystko na siebie. - Ja cię tu zabrałam, więc nie próbuj mnie bronić. On mi nic nie zrobi - powiedziała głośniej wskazując na Matta.
- Wierzysz w to? Wierzysz, że możesz ze mną wygrać? Przecież to ja rządzę, a ty jesteś tylko małym pionkiem w tym wszystkim. Jesteś tak naprawdę…
- Tak! –przerwała i szybkim gestem rozwiała wszelkie wątpliwości, jakie pojawiły się w powietrzu. - Ja jestem tego pewna. Nie dam ci jej ranić. Ona na to nie zasługuje. TY nie zasługujesz na nią idioto.
- To może zasługują na nią ci debile, których słucha pisząc te swoje głupie opowiadania i artykuły?
- Czyli kto? – zdziwiła się i spojrzała kątem oka na blondynkę, która jeszcze bardziej się wycofała.
- O!!! Nie powiedziała ci? - zapytał z drwiną. - Naprawdę miła przyjaciółka.
- Może i mi nie powiedziała, ale i tak jest najlepsza. Nawet tobie nie uda się zniszczyć więzi, jaka jest między nami. A do tego wszystkiego nie uda ci się zniszczyć jej pasji, która jest cudowna, a to ty jesteś głupi jeśli nie umiesz docenić nawet swojej ukochanej, swojej przyjaciółki od przedszkola. Myślisz, że jesteś królem, jakimś maczo, a jesteś nikim. Rozumiesz? NIKIM!!! – wyrzuciła z siebie natłok myśli i pchnęła chłopaka w tył, z dala od samochodu. – Masz to wszystko dzięki swoim rodzicom, których zresztą też nie szanujesz! – krzyczała, a chłopak ruszył ponownie w jej stronę.
- Matt daruj sobie, nie powstrzymasz mnie, a tym bardziej jej – stanęła mu na drodze i drżącymi rękami dotknęła jego torsu, aby nie mógł dalej pójść. – Ja kocham moich rodziców i twoich także, robiłam to wszystko dla nich, gdyż są mi najbliżsi, ale przykro mi, pora przestać, powiedzieć K-O-N-I-E-C i odejść w swoją stronę z uniesioną głową- powiedziała łagodnie Jess.
- Oczywiście, że tak – przytaknął i się uśmiechnął ukazując rząd białych zębów. – Ale szczerze przecież nie mamy samotnie gdzie iść, więc teraz wracasz do środka.
Chwycił ją za rękę, która dalej stawiała opór jego ciało, i zaczął szybko prowadzić w stronę schodów. Nie zwracał najmniejszej uwagi na to, że dziewczyna podejmowała różne próby, aby uwolnić się z uścisku. Jej szarpanie też nie pomagało, ale Victoria oczywiście nie pozwoliła mu wygrać i już stała przed nim z rękami skrzyżowanymi na piersiach. Przechyliła nieco głowę w bok, uśmiechnęła się i spytała:
- Gdzie się wybierasz?
- Do domu, gdzie ty nie masz wstępu – odtrącił ją ze swojej drogi i szedł wciąż przed siebie.
- OK – ponownie zatarasowała mu drogę. - Mi to pasuje, ale Jessica zostaje ze mną, właśnie na tym chodniku. Dla pana droga wolna – wskazała dłonią prostą drogę do schodów, a uśmiech nie schodził z jej twarzy.
- Ona jest moja i idzie ze mną - rozgniewał się jeszcze bardziej.
- Nie jestem twoją własnością idioto - krzyknęła na niego, a on wypuścił jej rękę.
- Jak mnie nazwałaś?
- Nazwała cię I-D-I-O-T-Ą – przeliterowała, aby zrobić Mattowi jeszcze bardziej na złość i dodała. - A ja w głowie wymyśliłam o wiele fajniejsze słówka, chcesz usłyszeć? - zapytała, a do przyjaciółki na ucho wyszeptała. - Wsiadaj za kierownice i odpal silnik.
- Bardzo chętnie, ale najpierw... - podniósł nieco rękę.
- Wysłuchasz mnie i nie odważysz się jej uderzyć - dokończyła za niego, chwytając w powietrzu jego dłoń.
Jessica nie chciała pozwolić, aby jej kumpela została z nim sam na sam. Wahała się, czy iść, czy może zostać i załagodzić sytuacje.
Jednak kiedy ta dwójka zaczęła się znowu kłócić i drażnić, dziewczyna pobiegła do auta i zauważyła przez przednią szybę, jakieś pięćdziesiąt metrów od auta, Roberto, który w tym momencie spoglądał na nią, swoimi wielkimi, ciemnymi oczami. Na jego twarzy malował się grymas zaskoczenia, jednak nie odrywał od niej oczu.
- To już jest przesada - krzyknęła.
- O co chodzi? - zapytał Matt wytrącony z kłótni. - Ej, co ona robi w samochodzie?
- Jess odpalaj silnik, szybko - rozkazała Vic i pobiegła do Nissana zatrzaskując za sobą drzwiczki. - Jedź, jedź, jedź – poganiała przyjaciółkę.
Dziewczyna nacisnęła pedał gazu i z piskiem opon wyjechała na ulicę zostawiając za sobą swój dawny dom, chłopaka i ból. Co jakiś czas spoglądała na Vici, która siedziała dumna pisząc coś na telefonie. Nie chciała jej przeszkadzać i nawet zbytnio rozmawiać.
Miała natłok myśli i nie wiedziała, co ze sobą ma począć. Serce i rozum prowadziły wojnę w jej wnętrzu, a ona czuła się rozdarta. Adrenalina jeszcze nie odpadła, więc nie chciało jej się płakać i nie miała czasu na smutek. Jednak bała się, że przyjaciółka będzie na nią zła po tym, co usłyszała.
Po pewnym czasie drogi w milczeniu. Victoria odłożyła komórkę na siedzenie i zapytała:
- Wszystko w porządku? Nic ci nie jest, prawda?
- Oczywiście, że nie. To ja powinnam zadać to pytanie tobie, przecież ty się z nim kłóciłaś.
- Oj tam. Matt tak naprawdę nie mógł mi nic zrobić. W środku może bałam się jak nie wiem co, ale nie pokazałam mu tego. Ja z nim wygrałam, nie wliczając ucieczki – uśmiechnęła się Justice.
- Cieszę się z jednej rzeczy, której nie zrobiłam w przeszłości – odparła po chwili ciszy Jess.
- Czyli? – brunetka podniosła jedną brew do góry i patrzyła z wyczekiwaniem na odpowiedź.
- Nigdy tak naprawdę, nie powiedziałam mu, ani nie pokazałam gdzie mieszkasz, ale i tak się boję, że on nas znajdzie.
- Nie zrobi tego. To będzie dla niego za dużo roboty, więc nie przejmuj się. Jesteś wolna i nikt tego teraz nie zmieni – dotknęła jej ramienia i poczuła jeszcze większą radość, która ogarniała jej serce.
Natomiast Jessica posmutniała z myślą, że będzie musiała wyjawić wszystko rodzinie. Nie chciała ich ranić, bo pamięta tę radość, kiedy pokazała mamie pierścionek. Ta kobieta była tak dumna z córki. Przecież dzień, w którym się zgodziła to dzień wydania jej pierwszej książki.
- O jakich chłopakach mówił dzisiaj Matt? - to pytanie wyrwało ją z rozmyślań.
- Przepraszam cię, ale nie chce o nich rozmawiać. Normalny zespół jak każdy inny. Pomagał mi jedynie w pisaniu, nic więcej...
Victoria zrobiła kilka głębokich wdechów, zacisnęła pięści i z wielkim uśmiechem na ustach podeszła do Matta i jakby nic się nie stało, spojrzała mu prosto w oczy. Chłopak nie rozumiał, o co jej chodzi, co tak naprawdę się dzieje, ale na jego twarzy malowała się złość po tym, co zobaczył.
- Chyba ci się domy pomyliły - odparł. - Nie masz prawa zabierać tych rzeczy.
- Czyżby? - zapytała i potem dodała. - Coś mi się nie wydaje.
- One nie są twoje! – krzyknął, a jego głos był jak ryk zwierzęcia z dziczy.
- Twoje też nie – podkręciła przecząco głową, aby lepiej zrozumiał. - Są natomiast mojej przyjaciółki, mojej najlepszej przyjaciółki – mówiła powoli akcentując każdą sylabę, gdyż uważała, że ten chłopak inaczej nie zrozumie najprostszych słów.
- A mojej narzeczonej, więc chyba mam większe prawo do nich niż ty - przerwał, nie dając za wygraną i podszedł do Nissana.
- Twojej byłej narzeczonej - wtrąciła Jess podchodząc do nich. - To była moja decyzja, nie będę z tobą mieszkać i nie chce mieć żadnego nawet najmniejszego kontaktu z tobą. Robię to z własnej nieprzymuszonej woli, a ty nie masz nic do gadania, więc odejdź od tego samochodu i nawet nie waż się tknąć moich rzeczy – mówiła z wielkim spokojem na twarzy i podchodziła coraz bliżej chłopaka. Strach i łzy minęły w mgnieniu oka. Teraz czuła siłę do walki, jednak rozum podpowiadał jej, że lepiej się odsunąć, więc zrobiła niewielki krok w tył.
- Jessica nie kłam! – krzyknęła Victoria, gdyż nie mogła wytrzymać, że przyjaciółka znów chce wziąć wszystko na siebie. - Ja cię tu zabrałam, więc nie próbuj mnie bronić. On mi nic nie zrobi - powiedziała głośniej wskazując na Matta.
- Wierzysz w to? Wierzysz, że możesz ze mną wygrać? Przecież to ja rządzę, a ty jesteś tylko małym pionkiem w tym wszystkim. Jesteś tak naprawdę…
- Tak! –przerwała i szybkim gestem rozwiała wszelkie wątpliwości, jakie pojawiły się w powietrzu. - Ja jestem tego pewna. Nie dam ci jej ranić. Ona na to nie zasługuje. TY nie zasługujesz na nią idioto.
- To może zasługują na nią ci debile, których słucha pisząc te swoje głupie opowiadania i artykuły?
- Czyli kto? – zdziwiła się i spojrzała kątem oka na blondynkę, która jeszcze bardziej się wycofała.
- O!!! Nie powiedziała ci? - zapytał z drwiną. - Naprawdę miła przyjaciółka.
- Może i mi nie powiedziała, ale i tak jest najlepsza. Nawet tobie nie uda się zniszczyć więzi, jaka jest między nami. A do tego wszystkiego nie uda ci się zniszczyć jej pasji, która jest cudowna, a to ty jesteś głupi jeśli nie umiesz docenić nawet swojej ukochanej, swojej przyjaciółki od przedszkola. Myślisz, że jesteś królem, jakimś maczo, a jesteś nikim. Rozumiesz? NIKIM!!! – wyrzuciła z siebie natłok myśli i pchnęła chłopaka w tył, z dala od samochodu. – Masz to wszystko dzięki swoim rodzicom, których zresztą też nie szanujesz! – krzyczała, a chłopak ruszył ponownie w jej stronę.
- Matt daruj sobie, nie powstrzymasz mnie, a tym bardziej jej – stanęła mu na drodze i drżącymi rękami dotknęła jego torsu, aby nie mógł dalej pójść. – Ja kocham moich rodziców i twoich także, robiłam to wszystko dla nich, gdyż są mi najbliżsi, ale przykro mi, pora przestać, powiedzieć K-O-N-I-E-C i odejść w swoją stronę z uniesioną głową- powiedziała łagodnie Jess.
- Oczywiście, że tak – przytaknął i się uśmiechnął ukazując rząd białych zębów. – Ale szczerze przecież nie mamy samotnie gdzie iść, więc teraz wracasz do środka.
Chwycił ją za rękę, która dalej stawiała opór jego ciało, i zaczął szybko prowadzić w stronę schodów. Nie zwracał najmniejszej uwagi na to, że dziewczyna podejmowała różne próby, aby uwolnić się z uścisku. Jej szarpanie też nie pomagało, ale Victoria oczywiście nie pozwoliła mu wygrać i już stała przed nim z rękami skrzyżowanymi na piersiach. Przechyliła nieco głowę w bok, uśmiechnęła się i spytała:
- Gdzie się wybierasz?
- Do domu, gdzie ty nie masz wstępu – odtrącił ją ze swojej drogi i szedł wciąż przed siebie.
- OK – ponownie zatarasowała mu drogę. - Mi to pasuje, ale Jessica zostaje ze mną, właśnie na tym chodniku. Dla pana droga wolna – wskazała dłonią prostą drogę do schodów, a uśmiech nie schodził z jej twarzy.
- Ona jest moja i idzie ze mną - rozgniewał się jeszcze bardziej.
- Nie jestem twoją własnością idioto - krzyknęła na niego, a on wypuścił jej rękę.
- Jak mnie nazwałaś?
- Nazwała cię I-D-I-O-T-Ą – przeliterowała, aby zrobić Mattowi jeszcze bardziej na złość i dodała. - A ja w głowie wymyśliłam o wiele fajniejsze słówka, chcesz usłyszeć? - zapytała, a do przyjaciółki na ucho wyszeptała. - Wsiadaj za kierownice i odpal silnik.
- Bardzo chętnie, ale najpierw... - podniósł nieco rękę.
- Wysłuchasz mnie i nie odważysz się jej uderzyć - dokończyła za niego, chwytając w powietrzu jego dłoń.
Jessica nie chciała pozwolić, aby jej kumpela została z nim sam na sam. Wahała się, czy iść, czy może zostać i załagodzić sytuacje.
Jednak kiedy ta dwójka zaczęła się znowu kłócić i drażnić, dziewczyna pobiegła do auta i zauważyła przez przednią szybę, jakieś pięćdziesiąt metrów od auta, Roberto, który w tym momencie spoglądał na nią, swoimi wielkimi, ciemnymi oczami. Na jego twarzy malował się grymas zaskoczenia, jednak nie odrywał od niej oczu.
- To już jest przesada - krzyknęła.
- O co chodzi? - zapytał Matt wytrącony z kłótni. - Ej, co ona robi w samochodzie?
- Jess odpalaj silnik, szybko - rozkazała Vic i pobiegła do Nissana zatrzaskując za sobą drzwiczki. - Jedź, jedź, jedź – poganiała przyjaciółkę.
Dziewczyna nacisnęła pedał gazu i z piskiem opon wyjechała na ulicę zostawiając za sobą swój dawny dom, chłopaka i ból. Co jakiś czas spoglądała na Vici, która siedziała dumna pisząc coś na telefonie. Nie chciała jej przeszkadzać i nawet zbytnio rozmawiać.
Miała natłok myśli i nie wiedziała, co ze sobą ma począć. Serce i rozum prowadziły wojnę w jej wnętrzu, a ona czuła się rozdarta. Adrenalina jeszcze nie odpadła, więc nie chciało jej się płakać i nie miała czasu na smutek. Jednak bała się, że przyjaciółka będzie na nią zła po tym, co usłyszała.
Po pewnym czasie drogi w milczeniu. Victoria odłożyła komórkę na siedzenie i zapytała:
- Wszystko w porządku? Nic ci nie jest, prawda?
- Oczywiście, że nie. To ja powinnam zadać to pytanie tobie, przecież ty się z nim kłóciłaś.
- Oj tam. Matt tak naprawdę nie mógł mi nic zrobić. W środku może bałam się jak nie wiem co, ale nie pokazałam mu tego. Ja z nim wygrałam, nie wliczając ucieczki – uśmiechnęła się Justice.
- Cieszę się z jednej rzeczy, której nie zrobiłam w przeszłości – odparła po chwili ciszy Jess.
- Czyli? – brunetka podniosła jedną brew do góry i patrzyła z wyczekiwaniem na odpowiedź.
- Nigdy tak naprawdę, nie powiedziałam mu, ani nie pokazałam gdzie mieszkasz, ale i tak się boję, że on nas znajdzie.
- Nie zrobi tego. To będzie dla niego za dużo roboty, więc nie przejmuj się. Jesteś wolna i nikt tego teraz nie zmieni – dotknęła jej ramienia i poczuła jeszcze większą radość, która ogarniała jej serce.
Natomiast Jessica posmutniała z myślą, że będzie musiała wyjawić wszystko rodzinie. Nie chciała ich ranić, bo pamięta tę radość, kiedy pokazała mamie pierścionek. Ta kobieta była tak dumna z córki. Przecież dzień, w którym się zgodziła to dzień wydania jej pierwszej książki.
- O jakich chłopakach mówił dzisiaj Matt? - to pytanie wyrwało ją z rozmyślań.
- Przepraszam cię, ale nie chce o nich rozmawiać. Normalny zespół jak każdy inny. Pomagał mi jedynie w pisaniu, nic więcej...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz