30 sierpnia 2014

ROZDZIAŁ SIÓDMY

Oj... Przepraszam za dzienne opóźnienie, ale mam dom na głowie. Rodzice pracują, a brat na mojej głowie. Nie wyrabiam ze sprzątaniem, opieką i troską nad zwierzętami. Do tego wszystkiego myśl o klasie maturalnej mnie dobija, więc przechodzę moją małą depresje, ale nie będę się nad tym rozpisywać, jedynie ZAPRASZAM NA NOWY ROZDZIAŁ :)


**** **** **** **** ****


- Że co proszę? – Victoria odsunęła się od przyjaciółki i patrzyła na nią wielkimi, brązowymi oczami. A jej grymas na twarzy wyrażał wielkie niedowierzanie.
- No zerwałam… zaręczyny… ślubu nie… będzie… nic nie będzie – jąkała się, a po policzkach strużkami płynęły słone łzy.
- Co on znowu chciał ci zrobić? - wysyczała ze złością Vic.
- On... kazał mi... wracać do domu... i... chyba chciał... zaciągnąć do... swojego... samochodu - wyjąkała.
- Chyba? Chciał? - zdziwiła się przyjaciółka ściskając dłonie w pięści.
- Tak… – ucięła i wpatrywała się nieprzytomnie w ścianę. - Ale ja… go... uderzyłam. Zrobiłam to pierwszy raz... nie chciałam. Jest mi z tym źle… Ja nie powinnam była…. – szlochała.
- Jess, on na to zasłużył – złapała blondynkę za ramiona i popatrzyła prosto w jej czarne, jak głębia oczy. – A nawet powinnaś sprawić mu większy ból niż on tobie, więc pamiętaj, że jeśli ja go spotkam to nie będzie miło. Pokaże mu, że zadarł z niewłaściwą osobą i jakie się za to ponosi konsekwencje.
- Nie zrobisz tego…
- Oj przecież wiesz, że to robię i wiesz co? – spojrzała na Jess, uśmiechając się od ucha do ucha.
- Pojadę teraz, on musi jak najszybciej poczuć, co to gniew, MÓJ GNIEW - wypowiedziała ze złości akcentując ostatnie dwa słowa i wstała szybko z łóżka.
- Nie proszę - wyszeptała łapiąc ją za rękę. - On nie da ci potem spokoju. Będzie robił wszystko, aby zniszczyć ci karierę, żeby zniszczyć ciebie. Wiesz, że Matt to okropny tym, choć nigdy się taki nie wydawał. To diabeł w czystej postaci, nawet jego oczy są wrogie, to nie jest ten chłopak, co w liceum.
- Może i masz rację, ale ja nie pozwolę dalej mu cię tak traktować.
- Ja to doceniam i wiem, że jesteś w stanie zrobić dla mnie wszystko, ale nie puszcze cię. Mnie rani powodując okropny ból i blizny, ciebie nie może.
- Ale... – Victoria chciała użyć przekonujących argumentów, na to że jej się uda, że przecież nie pójdzie tam sama. Nawet nie miała takiego zamiaru.
- NIE!!! Koniec. Nie wymieniaj żadnych rzeczy, bo ja już powiedziałam ostatnie słowo w tej dyskusji  - przerwała stanowczo.
- To powiedz jedno, ale najważniejsze z tego wszystkiego: co ty teraz zrobisz, co? – podniosła głos, bo już nie mogła wytrzymać, nie wierzyła w to, co właśnie usłyszała. Starała się pomóc przyjaciółce, a ta jak zawsze musiała być uparta i nieugięta. Brunetka nigdy nie przepadała za chłopakiem, zawsze wydawał się dla niej dość dziwnym, zapatrzonym w siebie gnojek. Jednak przez relacje jaka dzieliła obie dziewczyny, Victoria nie chciała się wychylać, dla niej liczyło się szczęście drugiego człowieka, jednak gdy widziała ból, krew i łzy, nie mogła stać bezczynnie. Ona musiała działać i pomagać. Tak została nauczona i nic nie było w stanie jej zmienić.
- Nie wiem... – z rozmyślań brunetkę, wyrwał szept przyjaciółki. – Wiem jedynie, że muszę jakoś odzyskać swoje ubrania, pieniądze i inne drobiazgi.
   Jessice popłynęły pojedyncze łzy po policzku, a oczy znów się zaszkliły. Próbowała walczyć ze swoimi emocjami, aby nie wybuchnąć kolejny raz potokiem łez. Natomiast Victorii przyszedł do głowy pomysł, o którym nie miała zamiaru nikogo informować, bo nie uznałaby kolejnego sprzeciwu. Po chwili na jej twarzy pojawił się ten tajemniczy uśmiech, pełen tajemnicy i zarazem fascynacji.
- Widzę ten twój uśmieszek. Co już przyszło ci do głowy?
- Daj mi twój telefon i zrób coś ze sobą – ogarnęła ruchem palca, cała postawę blondynki i dodała - Potem szybko pakuj się do samochodu i do tego z uśmiechem na twarzy, nie przyjmuje smutasów.
- Co chcesz zrobić? - spytała zakłopotana.
- Nie pytaj, bo i tak ci nie powiem, tylko daj komórkę i ruchy.
- Jest w samochodzie na siedzeniu pasażera – odparła Jess. – Ale co mam ze sobą zrobić? – zdziwiła się, siedząc dalej na łóżku i wpatrując się smutno w kumpele.
- Cokolwiek, bo wyglądasz jak rozmazana marionetka bez życia.
- Serio?
- Tak – przytaknęła brunetka.
- Oj bez przesady, chyba nie jest aż tak źle… - odparła Jess wstając z łóżka i podchodząc do lusterka.
- To ty sobie popatrzyć na własne odbicie, a ja idę na dół i czekam.
   Po tych słowach Vic uśmiechnęła się czując własną wygraną i pobiegła z prędkością błyskawicy do garażu. W połowie drogi zgarnęła swoje niebieskie trampki i okulary przeciwsłoneczne leżące w półce przy drzwiach wyjściowych. Będąc u celu, telefonu nie było tam gdzie wskazała Je. Leżał natomiast razem z kluczykami pomiędzy siedzeniami.
Pewnie rzuciła rzeczami, gdzie popadnie i sobie poszła – pomyślała Victoria.
- Jak zawsze – mruknęła pod nosem i szybkim ruchem wybrała numer Carly i czekała:
- Cześć Car tu Victoria... Musisz mi pomóc... Jest Matt w firmie?... Naprawdę?... A jak myślisz długo mu zajmie to spotkanie, czy jak wy to tam nazywacie?... Nie, wszystko w porządku... Więc to potrwa minimalnie cztery godziny, tak?... Dzięki za informacje…  Jesteś kochana... Bye
   Po odłożeniu telefonu na siedzenie pasażera, podeszła szybko do drzwi prowadzących do domu i krzyknęła:
- Jessica idziesz, czy mam tam po ciebie przyjść?
- Idę... Już idę niecierpliwcu.
- No i to chciałam w tej chwili usłyszeć.
   Po chwili na schodach dało się usłyszeć ciche kroki.
- No teraz wyglądasz jak człowiek – zażartowała brunetka.
- Tak… Wielkie dzięki – odpowiedziała bez entuzjazmu blondynka podchodząc do samochodu.
- Ale za te baleriny to powinnam cię zabić – wystawiła język przyjaciółce.
- No co są bardzo wygodne, nie próbuj niszczyć mi mojego stylu – zaśmiała się po raz pierwszy od wyjazdu z domu.
- Tak fajny mi to styl, cienkie balerinki, które powinny być ciapami.
   Teraz razem wybuchły gromkim śmiechem i weszły razem do srebrnego Nissana, a Victoria wyjechała z podwórka kierując się w stronę centrum LA.
- Gdzie ty mnie wieziesz? - zapytała po pewnym czasie Jessica.
- Zobaczysz, to już niedaleko, kilka przecznic i będziemy na miejscu.
- Ale ja wolę wrócić do domu i tam zostać przez pewien czas, proszę wróćmy z powrotem – spojrzała na Vic oczami szczeniaczka.
- Oj nie marudź. Jedziemy do domu.
- Chyba nie masz na myśli jego domu? - wypowiedziała ze strachem, na co odpowiedział jej tylko zwycięski uśmiech kierowcy.

   Po dziesięciu minutach milczenia zaparkowały na krawężniku i Vic wepchnęła siłą przyjaciółkę na biało-czerwony korytarz mówiąc, że chce zaraz wiedzieć w Jess garderobie wszystkie jej walizki. Nie słuchała i nie odpowiadała na jakiekolwiek pytania. Zamieniła się w dziewczynę, której się nie protestuje i która nie przegrywa. Jessica z rezygnacją ruszyła schodami na górę, nie mogąc uwierzyć w to, co się właśnie dookoła niej dzieje.
- To musi być sen – wyszeptała siedząc w sypialni i wyciągając z pod łóżka, schowane tam walizki.
   W tym czasie Victoria z szafy wyjmowała po kolei każde ubranie kumpeli i układała w wieżyczki na ziemi, w równych odstępach.
- Masz to są wszystkie moje walizki. Jest ich sześć, więcej nie mam – blondynka popchnęła caly zestaw niebieskich i czarnych walizek na podłogę.
- Znakomicie. Teraz idziesz i zabierasz wszystkie dokumenty, kosmetyki, urządzenia. No... wszystko co należy do ciebie, a i jeszcze pieniądze – dyktowała Vi.
- Zamierzasz mnie stąd zabrać na zawsze, prawda? – posmutniała Je.
- No tak, nie ma mowy, że pozwolę ci tu zostać. Gdybyś była na moim miejscu zrobiłabyś to samo.
- Raczej nie, pewnie jakoś bym ci pomogła, jednak ja nie mam takich pomysłów jak ty.
- Oczywiście, bo ty masz o wiele lepsze.
- Oj, bez przesady.
- Oj, taka prawda. Co może ja wymyśliłam większość zwariowanych pomysłów w liceum, a potem wzywali naszych rodziców?
- Oj, wtedy to było inne życie, było inaczej, poza tym byłyśmy młodsze – uśmiechnęła się na samo wspomnienie tamtych chwil.
- Oj, może mam ci przypomnieć, co było dwa miesiące temu na imprezie… - zaczęła się świetnie bawić brunetka.
- Nie dzięki – przerwała. – I przestańmy z tym „oj”.
- Oj, przesadzasz – zaśmiała się Vic.
- Bardzo śmieszne.
- No OK, to wszystko bardzo mi się podoba, zapewne zaraz byśmy się jeszcze bardziej śmiały wspólnie, nie tylko ja, ale szczerze nie wiemy, kiedy Matt wróci.
- I czy w ogóle wróci - zakończyła Jessica.

   Zabranie i pakowanie wszystkiego zajęło im dobre trzy godziny, przy tym dużo wspominały, poprzednie lata związane z pamiątkami, ubraniami i innymi rzeczami, jakie znalazły się w szafie dziewczyny. Kiedy Victoria pakowała ostatnią walizkę do auta pod dom podjechał Matt. Nie zauważyła go na początku, jednak Jess tego nie przegapiła dzięki znajomości dźwięku silnika. Kiedy wychodziła z domu wyszeptała ze strachem:
- Matt wrócił...



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy