27 sierpnia 2014

ROZDZIAŁ SZÓSTY




- To, co słyszałaś... To Phillip z The Lost.
- To on był wczoraj tutaj? - wyjąkała pokazując palcem na podłogę, gdyż była w wielkim szoku, a tym gestem chciała pokazać cały dom przyjaciółki.
- Tak... Jeśli chcesz mogę was ze sobą poznać. Może pomożesz nam rozwiązać pewną, dość nietypową zagadkę.
- Bardzo miło z twojej strony, ale nie chce przeszkadzać. To wasze sprawy, pomimo że lubię zagadki - próbowała się wykręcić, lecz serce podpowiadało jej, że to błąd. Tyle czekała na taką okazję, która teraz była na wyciągnięcie ręki, a do tego  nigdy nie słyszała, że jej przyjaciółka kumpluje się z jej największymi idolami.
- Jesteś tego pewna? Bo wiesz… - zapytała Vic.
- Tak... O... zapomniałam... – przerwała.
- O czym?
- Nie wzięłam pieniędzy. Idę na górę zobaczyć, czy mam jeszcze coś w sukience po wczorajszych zakupach - odpowiedziała, a w domu rozbrzmiała melodyjka dzwonka.
- Jakby co, możesz wziąć ze słoika, do którego zbieram drobne. Leży na stole – wykrzyczała Vic oddalając się w kierunku drzwi.

    Jessica pobiegła szybko na górę zastanawiając się, co tak naprawdę wyprawia. Jej największe marzenie ma szanse się spełnić, a ona tego nie chce. Na samą myśl przechodzą ją ciarki i strach paraliżuje ciało.
Co się ze mną dzieje? – pytała się w duchu.
    Energicznie, z trzęsącymi się rękoma, wygrzebała ostatnie dwadzieścia dolarów jakie miała w kieszeni i zeszła powoli na dół, próbując nie tupać zbytnio obcasami i omijając salon, gdzie siedziała Victoria z Phillipem.
- Do zobaczenia – wykrzyczała stojąc w drzwiach od garażu.
- Bye – dobiegł do jej uszu radosny głos przyjaciółki.
- Kto to? – zapytał Phillip.
- Koleżanka, zatrzymała się u mnie na parę dni, bo w jej domu trwa remont i nie miała gdzie się podziać w nocy – wytłumaczyła Victoria, a Jess dziękowała jej w duchu, że nie zdradziła kim tak naprawdę jest. Pomimo że brunetka była czasem wkurzająca i uparta, jednak nie dało się jej nie kochać.

    Podróż srebrnym, wysokim Nissanem o stylowym wnętrzu w kolorze wanilii, dłużyła się dziewczynie przez mnóstwo korków, które wcześniej przewidziała, jednak nigdy nie lubiła, przez to powolne tempo poruszania się. Przyczyną tego była jej szybkość, gdyż w jej życiu nie było czasu na odpoczynek i chwile relaksu. Zawsze, żeby się wyrobić musiała biec, bo ogólnie jej życie było jednym wielkim biegiem, dlatego chwile zwolnienia niecierpliwiły ją i czuła się, przez to, nieswojo.

    Na parking centrum handlowego na obrzeżach Los Angeles, wjechała dopiero po godzinie, a szukając  wolnego miejsca w kopertówce zaczął dzwonić telefon. Nie miała czasu odebrać, ponieważ skupiła się na drodze i znalazła jedyne, chyba, wolne miejsce, gdzie mogłaby zostawić samochód. Przez swój charakterek nie mogła pozwolić, aby inny kierowca był szybszy od niej.
    Wyłączając silnik wyjęła komórkę i oddzwoniła:
- Cześć Am, co tam?... Jak to?... Naprawdę?... Przykro mi... OK... To do zobaczenia następnym razem... A właśnie... Potrzebna będzie mi twoja pomoc... Zobaczysz, bo to chwilowo tajemnica... Ale zgadzasz się?... To super... Dzięki... Trzymaj się. Papa kochana.
    Nie chciało jej się samej iść na kawę, a na zakupy nie miała pieniędzy, więc pomyślała, że pojedzie do rodziców porozmawiać i zapytać, dlaczego tata dzwonił do niej zeszłego wieczoru.

   Kiedy miała już odpalać Nissana, w zaciemnione okno zapukał Matt. W czarnych rurkach i zielonej koszuli, która emanowała jego mięśnie nadal sprawiał, że w ciele blondynki pojawiało się tysiące motyli z miłości, ale już nie takiej samej jak dawniej. Chłopak pokazywał jej gestem ręki, aby wyszła. Pomimo miłości, okropnie bała się go. Nie minęła nawet doba, a ona musi stanąć z nim twarzą w twarz bez żadnych argumentów, z suchością w gardle i chwilowym brakiem mowy.
   Z niechęcią otworzyła drzwi i powoli, sprawdzając chłopaka reakcje, wyszła.
- Słucham, czego chcesz? - zapytała ukrywając strach.
- Masz wrócić do domu - rozkazał. - A po za tym, jeśli dostaniesz kasę za głupi artykuł w gazecie, masz mi odkupić laptop.
- Skąd wiesz o artykule, przecież nie zdążyłam ci o nim powiedzieć? – zdziwiła się, ale i zaciekawiła.
- Cała moja firma o tym gada i mi gratulują – wysyczał przez zęby ze złością w głosie.
- O to fajnie, tak się cieszę, że dalej mnie pamiętają i wierzą w moją małą twórczość – zaczęła się cieszyć. – To takie miłe.
- Zależy dla kogo, bo na pewno nie dla mnie. Mam już dość wysłuchiwania tego 24 godziny na dobę.
- Może powinieneś mniej siedzieć w pracy, to być nie słyszał – zaczęła wracać do swojego żywiołu, a strach chwilowo miną.
- Nie wydaje mi się, a teraz wracaj do domu i potrzebuje jeszcze dziś przelewu na konto – wyparował pośpiesznie zaciskając zęby.
- Chyba śnisz. Co ty sobie w ogóle myślisz? - wrzasnęła. - To są moje pieniądze, a głupiego kompa kup sobie sam.
- Nie ja go rozwaliłem kretynko, tylko ty - powiedział ze złością.
- Gdybyś nie patrzył tylko na najdroższy i na wygląd nawet upadek ze schodów by go nie uszkodził - krzyczała. – Ja mam swój już dwa lata, wiele się zdarzyło, a on dalej działa jak na początku.
- Masz wrócić do domu - mówiąc to wyciągnął rękę, aby chwycić ją za nadgarstek.
- Nie dotykaj mnie...
   Chłopak nie słuchał i przybliżał się coraz bardziej, więc Jessica uderzyła go z całej siły w twarz, a miała jej sporo w tym momencie. Nie czekając na jakąkolwiek reakcje, zaczęła mówić:
- Życie bywa różne, sam wielokrotnie się o tym przekonałeś. Moje wprowadził mnie w wielki błąd, wiesz? - przerwała. - Nim byłeś TY. Myślisz, że mnie można bić i zabierać oszczędności z czegoś, czego nawet już nie doceniasz?
   Matt z piorunującym spojrzeniem wpatrywał się w nią, ale nic nie powiedział.
- Jeśli tak myślisz, to bardzo mi przykro. Ja już nie będę tego znosić. Słyszysz Matt? To KONIEC. Mam dość - zdjęła szybko pierścionek i rzuciła nim w kierunku jego skórzanych, zielonych butów. Chciał jej coś krzyknąć, lecz ona zamknęła się w samochodzie i oparła czoło o kierownice.
 
   Łzy same napływały do oczu. W przepływie chwili wyrzuciła wszystko ze swojego wnętrza i zerwała z chłopakiem, którego kochała pomimo wad. Podnosząc głowę zauważyła jak Matt trzaska drzwiami auta, które rok temu razem wybrali i po chwili odjeżdża z piskiem opon.
   Jess spojrzała na swoją dłoń i na ziemie obok samochodu. Nic tam nie było. Została sama, bez domu, pieniędzy oraz ubrań.
   Przez łzy, obejrzała się przez tylną szybę i wydało jej się to bardzo dziwne. Niedaleko lampy stał Francis Evans. Tak... To naprawdę był on i wpatrywał się w jej samochód, a raczej Victorii. Czyżby następny z jej idoli widział sytuację, w której ona cierpi?

   Miała dość tego miejsca, tych wszystkich sytuacji. To był dla niej okropny ból, nie chciała już jechać do rodziców, chciała pójść spać i zapomnieć. Zanurzyć się w we własnej krainie wyobraźni i już się nie obudzić – to było jej jedyne marzenie w tym momencie.

   Po dłuższej chwili leżenia na kierownicy, ruszyła i z niewielką prędkością jechała w ciszy z wyłączonymi uczuciami. Skupiła się na drodze, która nie chciała się skończyć, a telefon nie chciał przestać dzwonić, ale ją to już nie obchodziło.

   Wjeżdżając do garażu zostawiła wszystkie rzeczy w samochodzie i szybko pobiegła na górę, trzaskając za sobą drzwiami. Rzuciła się na łóżko i znowu zaczęła płakać.

   Po kilku minutach do sypialni weszła Victoria i kiedy zobaczyła, w jakim stanie jest Jess bez dłuższego namysłu podbiegła ją przytulić.
- Nie płacz – wyszeptała, głaskając ją po włosach.
- Spotkałam go i nie wiem, dlaczego ja to zrobiłam... – zaczęła jeszcze bardziej płakać.
- Ale co zrobiłaś? - zapytała z troską przyjaciółka.
- Ja... - wyjąkała. – Zerw… Zerwałam... zaręczyny...



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy