- Hej blondyna budź się
- te słowa i chwilowy wstrząs na łóżku, obudził Jessice ze wspaniałego snu,
który sprawił, że zapomniała o codzienności i ponownie stała się bohaterką
własnej książki. To właśnie dzięki jej wybujałej wyobraźni działającej podczas
snu, tworzyła tak cudowne opowiadania, artykuły, czy książki. W tym momencie
nie było jednak jej dane, aby cokolwiek zapamiętać, gdyż została zbudzona w
najbrutalniejszy z możliwych, dla Jess, sposobów. A brunetka miała już to we krwi, że w
momentach, kiedy nie mogła obudzić znajomych, wskakiwała na ich łóżko nie
zważając na wszystko. Tak było i tym razem.
- Idź sobie, ja chce spać – Jess nałożyła na ucho jaśka i bez otwierania oczu, próbowała zepchnąć przyjaciółkę z materaca.
- Śpiochu jest już jedenasta. Wyłaź z tego łóżka, nie pora dzisiaj na leniuchowanie, mamy tysiąc rzeczy do zrobienia - powiedziała Victoria zabierając przyjaciółce kołdrę.
- Niema takiej opcji, nie zmusisz mnie do wstania, zostaje tutaj i będę śnić ile będzie mi się podobać, może parę dni, miesięcy, a najbardziej to pasowałoby mi parę lat – drażniła się z Victorią.
- Naprawdę? - zapytała i odsłoniła czarne zasłonki, które niesamowicie prezentowały się z kolorem ścian i dodatkami.
- Kretynko tylko nie słońce, ono pali - krzyknęła rzucając jaśkiem, który służył jako ratunek przed hałasami, w kumpele.
- Jak tak możesz? – oburzyła się dziewczyna. - Myślisz, że ci odpuszczę?
- Tak. W mojej głowie pojawiła się taka myśl, zaraz po tym jak wskoczyłaś prawie na moje ciało – wystawiła przyjaciółce język i wstała do pozycji siedzącej, oplatając ramiona wokół kolan. - Dlaczego to ci tak przeszkadza?
- W każdy inny dzień bym odpuściłam, ale nie dziś – uśmiechała się od ucha do ucha Vic.
- Niby, dlaczego? – pytała, nie rozumiejąc niczego z tego, co słyszała. Jej myśli błądziły całkowicie w innej galaktyce. Czuła się, że chyba za moment odpłynie w krainę Morfeusza w takiej pozycji, w jakiej była. Jednak zmuszając w sobie siły i namiastkę energii, po chwilowej walce z własnymi myślami oraz sennością, ziewnęła i dodała. - Co ma się takiego wydarzyć?
- No jak to? Gadam o tym od dobrego miesiąca dzisiaj jest KCA!!! – krzyknęła na cały pokój i złapała Jessice za ramiona. – Obudź się dziewczyno.
- Że co jest? - dziewczynę ogarnął zanik pamięci, bo przecież znała ten skrót aż za dobrze. Towarzyszył jej każdego roku, a ona z wielkim napięciem zawsze oczekiwała wyników, tylko w jednej kategorii. Co roku dzień gali, był dla niej świętem. Nie robiła nic poza śledzeniem nowinek, przygotowywaniem góry popcornu i pisaniem na blogu.
- Oj nie udawaj głupiej – szturchnęła ją lekko kumpela. - Dzisiaj KIDS CHOICE AWARDS 2014 i ty idziesz ze mną – skakała uradowana po łóżku. Pomimo swojego wieku, zawsze lubiła to robić. Twierdziła, że w każdym człowieku, kryje się dziecko i nie należy tego ukrywać.
- Nigdzie nie idę – zaprotestowała blondynka i opadła na poduszkę. - To wasza gala i impreza, nie moja.
- Twoja też, przecież też jesteś sławna i do tego zaproszona. Tam ponad połowa dzieciaków będzie cię znać, a gwiazdy to będą się pchały do ciebie drzwiami i oknami. Oni cię tam uwielbiają, musisz iść.
- Tak, już ci wierze – skrzyżowała ręce na piersiach i udając niezainteresowaną wpatrywała się w sufit.
- To chodź ze mną, to się przekonasz. Udowodnię ci, że mam racje, a ty się mylisz.
- Wątpię.
- Dziewczyno otrząśnij się – zdenerwowała się Victoria. – Potrzebuje cię, bo niby kto będzie mi i mojej ekipie kibicował? Muszę mieć w końcu kogoś takiego jak ty przy boku. Przez tyle lat nie chodziłaś, więc teraz nie masz wyjścia. Nie odpuszczę ci – upierała się przy swoim brunetka.
- A Nathan to, co? On nie może iść? – zezłościła się Je, że nie może mieć nawet spokoju zaraz po przebudzeniu. Nie rozumiała, od jakiegoś czasu, toku myślenia swojej „siostry od innej matki”. Nie miała ochoty ruszać się z domu, wolała pisać, a ta nie potrafiła jej po prostu odpuścić. Jak już się uparła to nie było zmiłuj. Za to ją głównie kochała, ale w takich chwilach jak ta, nienawidziła. – Weź go sobie po raz kolejny, a mi daj spokój – mówiła podirytowana.
- Oj, ale ty zwracasz uwagę na cokolwiek, co się dzieje dookoła ciebie od paru dni. Przecież wiesz, że tydzień temu poleciał do Hiszpanii, co było doskonałym pomysłem, bo nie denerwował się, że ciągle siedzę w pracy na próbach.
- Mi to nie przeszkadzało, miałam dom i zamrażarkę lodów dla siebie – uśmiechnęła się, ale grymas niezadowolenia nie schodził z jej twarzy.
- No błagam cię chodź ze mną. Proszę – złożyła ręce w geście prośby i stała w bezruchu, czekając na jakąś odpowiedź.
- Oj dobra, niech ci będzie, już wstaje – machnęła ręką Jess i ponownie usiadła.
- Super, tak się cieszę - Vic podskoczyła z radości, a po chwili już przytulała blondynkę mówiąc jej na ucho. - To zakładaj jakieś ciuchy, przemyj twarz, zjedz kanapki, które czekają w kuchni i jedziemy.
- Gdzie? – zrobiła wielkie oczy i w osłupieniu wpatrywała się w uradowaną Victorie.
- No do mojej fryzjerki, kosmetyczki i po sukienki, które są w mojej garderobie na planie serialu, a ty tylko musisz wybrać, którą chcesz – wyliczała na palcach, nie mogąc przestać się uśmiechać.
- To ty jedź, a ja się przyszykuje tutaj.
- O nie! - zaprzeczyła. - Jedziesz ze mną, bo ja się tam nie pojawię, jeśli ty nie będziesz zrobiona na bóstwo. Dzisiaj koniec smutków, zaczynamy nowe życie, życie imprezowiczek – zaśmiała się.
- Tak na pewno, uda nam się to z twoją trasą koncertową i serialem. Pobalujemy sobie, w domu – żartowała sobie z psiapsióły próbując zmazać z jej twarzy ten uśmiech, który doprowadzał ją do małej złości.
- Oj przecież żartowałam, a teraz zbieraj się – pośpieszała Vi.
- Muszę? - zajęczała Jess.
- Tak i weź się ruszaj. Ja mam za godzinę próbę generalną piosenki, a o 18.00 mamy tam już być.
- Dobra, dobra. Już wstaje... brunetko.
- Idź sobie, ja chce spać – Jess nałożyła na ucho jaśka i bez otwierania oczu, próbowała zepchnąć przyjaciółkę z materaca.
- Śpiochu jest już jedenasta. Wyłaź z tego łóżka, nie pora dzisiaj na leniuchowanie, mamy tysiąc rzeczy do zrobienia - powiedziała Victoria zabierając przyjaciółce kołdrę.
- Niema takiej opcji, nie zmusisz mnie do wstania, zostaje tutaj i będę śnić ile będzie mi się podobać, może parę dni, miesięcy, a najbardziej to pasowałoby mi parę lat – drażniła się z Victorią.
- Naprawdę? - zapytała i odsłoniła czarne zasłonki, które niesamowicie prezentowały się z kolorem ścian i dodatkami.
- Kretynko tylko nie słońce, ono pali - krzyknęła rzucając jaśkiem, który służył jako ratunek przed hałasami, w kumpele.
- Jak tak możesz? – oburzyła się dziewczyna. - Myślisz, że ci odpuszczę?
- Tak. W mojej głowie pojawiła się taka myśl, zaraz po tym jak wskoczyłaś prawie na moje ciało – wystawiła przyjaciółce język i wstała do pozycji siedzącej, oplatając ramiona wokół kolan. - Dlaczego to ci tak przeszkadza?
- W każdy inny dzień bym odpuściłam, ale nie dziś – uśmiechała się od ucha do ucha Vic.
- Niby, dlaczego? – pytała, nie rozumiejąc niczego z tego, co słyszała. Jej myśli błądziły całkowicie w innej galaktyce. Czuła się, że chyba za moment odpłynie w krainę Morfeusza w takiej pozycji, w jakiej była. Jednak zmuszając w sobie siły i namiastkę energii, po chwilowej walce z własnymi myślami oraz sennością, ziewnęła i dodała. - Co ma się takiego wydarzyć?
- No jak to? Gadam o tym od dobrego miesiąca dzisiaj jest KCA!!! – krzyknęła na cały pokój i złapała Jessice za ramiona. – Obudź się dziewczyno.
- Że co jest? - dziewczynę ogarnął zanik pamięci, bo przecież znała ten skrót aż za dobrze. Towarzyszył jej każdego roku, a ona z wielkim napięciem zawsze oczekiwała wyników, tylko w jednej kategorii. Co roku dzień gali, był dla niej świętem. Nie robiła nic poza śledzeniem nowinek, przygotowywaniem góry popcornu i pisaniem na blogu.
- Oj nie udawaj głupiej – szturchnęła ją lekko kumpela. - Dzisiaj KIDS CHOICE AWARDS 2014 i ty idziesz ze mną – skakała uradowana po łóżku. Pomimo swojego wieku, zawsze lubiła to robić. Twierdziła, że w każdym człowieku, kryje się dziecko i nie należy tego ukrywać.
- Nigdzie nie idę – zaprotestowała blondynka i opadła na poduszkę. - To wasza gala i impreza, nie moja.
- Twoja też, przecież też jesteś sławna i do tego zaproszona. Tam ponad połowa dzieciaków będzie cię znać, a gwiazdy to będą się pchały do ciebie drzwiami i oknami. Oni cię tam uwielbiają, musisz iść.
- Tak, już ci wierze – skrzyżowała ręce na piersiach i udając niezainteresowaną wpatrywała się w sufit.
- To chodź ze mną, to się przekonasz. Udowodnię ci, że mam racje, a ty się mylisz.
- Wątpię.
- Dziewczyno otrząśnij się – zdenerwowała się Victoria. – Potrzebuje cię, bo niby kto będzie mi i mojej ekipie kibicował? Muszę mieć w końcu kogoś takiego jak ty przy boku. Przez tyle lat nie chodziłaś, więc teraz nie masz wyjścia. Nie odpuszczę ci – upierała się przy swoim brunetka.
- A Nathan to, co? On nie może iść? – zezłościła się Je, że nie może mieć nawet spokoju zaraz po przebudzeniu. Nie rozumiała, od jakiegoś czasu, toku myślenia swojej „siostry od innej matki”. Nie miała ochoty ruszać się z domu, wolała pisać, a ta nie potrafiła jej po prostu odpuścić. Jak już się uparła to nie było zmiłuj. Za to ją głównie kochała, ale w takich chwilach jak ta, nienawidziła. – Weź go sobie po raz kolejny, a mi daj spokój – mówiła podirytowana.
- Oj, ale ty zwracasz uwagę na cokolwiek, co się dzieje dookoła ciebie od paru dni. Przecież wiesz, że tydzień temu poleciał do Hiszpanii, co było doskonałym pomysłem, bo nie denerwował się, że ciągle siedzę w pracy na próbach.
- Mi to nie przeszkadzało, miałam dom i zamrażarkę lodów dla siebie – uśmiechnęła się, ale grymas niezadowolenia nie schodził z jej twarzy.
- No błagam cię chodź ze mną. Proszę – złożyła ręce w geście prośby i stała w bezruchu, czekając na jakąś odpowiedź.
- Oj dobra, niech ci będzie, już wstaje – machnęła ręką Jess i ponownie usiadła.
- Super, tak się cieszę - Vic podskoczyła z radości, a po chwili już przytulała blondynkę mówiąc jej na ucho. - To zakładaj jakieś ciuchy, przemyj twarz, zjedz kanapki, które czekają w kuchni i jedziemy.
- Gdzie? – zrobiła wielkie oczy i w osłupieniu wpatrywała się w uradowaną Victorie.
- No do mojej fryzjerki, kosmetyczki i po sukienki, które są w mojej garderobie na planie serialu, a ty tylko musisz wybrać, którą chcesz – wyliczała na palcach, nie mogąc przestać się uśmiechać.
- To ty jedź, a ja się przyszykuje tutaj.
- O nie! - zaprzeczyła. - Jedziesz ze mną, bo ja się tam nie pojawię, jeśli ty nie będziesz zrobiona na bóstwo. Dzisiaj koniec smutków, zaczynamy nowe życie, życie imprezowiczek – zaśmiała się.
- Tak na pewno, uda nam się to z twoją trasą koncertową i serialem. Pobalujemy sobie, w domu – żartowała sobie z psiapsióły próbując zmazać z jej twarzy ten uśmiech, który doprowadzał ją do małej złości.
- Oj przecież żartowałam, a teraz zbieraj się – pośpieszała Vi.
- Muszę? - zajęczała Jess.
- Tak i weź się ruszaj. Ja mam za godzinę próbę generalną piosenki, a o 18.00 mamy tam już być.
- Dobra, dobra. Już wstaje... brunetko.
KILKA GODZIN PÓŹNIEJ
- Vi! Nie założę tej sukienki na gale! – jęczał Jessica, robiąc grymas niezadowolenia na twarzy. Miała już wszystkiego serdecznie dość. Te całe przygotowania sprawiały, że pragnęła wrócić do łóżka i zamknąć się w sobie. Ostatnie wydarzenia w jej życiu sprawiły, że nie była już tą samą, wesołą duszą towarzystwa. W poprzednim miesiącu, wiele by dała za imprezę z przyjaciółką, pomimo ogromu pracy. Dzisiaj było inaczej, czuła się źle i nieswojo.
- No niby, dlaczego? Przecież ona jest idealna, jakby była szyta specjalnie dla ciebie – zachęcała Victoria spoglądając na blondynkę, która miała na sobie miętowo-białą sukienkę sięgającą ziemi. Doskonale dopasowana w tali, sprawiała, że dziewczyna wyglądała bardzo atrakcyjne, a dekolt w kształcie serca i wcięcie, które ciągnęło się przez całą spódnice, dodawało jej kobiecości i tajemniczego charakteru osobowości. Kreacja doskonale prezentowała się z wysokimi obcasami, fryzurą i makijażem.
- Namawiałaś mnie, a raczej zmusiłaś, na ciemny makijaż oraz szczepione loki po boku wsuwkami. Co prawda do fryzury nic nie mam, bo lubię takie spięcie, ale na te ubranie się nie zgodzę – gestem dłoni pokazała sprzeciw i już chciała pójść, aby znów założyć swoje poprzednie ciuchy, jednak Vi nie odpuszczała.
- No proszę – błagała prawie upadając na kolana.
- Nie – wyminęła przyjaciółkę zrzucając z nóg białe obcasy.
- Tak.
- Nie.
- To, co niby chcesz na siebie założyć? – brunetka położyła ręce na biodrach i wpatrywała się w Jess z przechyloną nieco głową.
- Niebieską, krótką sukienkę na ramiączkach. Z niewielkimi akcentami złota i rozkloszowanym dołem. Bez żadnych brylancików i wcięć.
- Czyli? – zdziwiła się Justice. - Przecież tu nie było takiej sukienki.
- No to prawda, ale jak ostatnio byłyśmy na zakupach, a dokładnie w NY, to wtedy właśnie ją kupiłam i tak się składa, że jest u ciebie w domu.
- Tą, którą miałaś zabrać na wasz wyjazd do Londynu?
- Tak, właśnie ta – uśmiechnęła się.
- Dobra. To ja zabieram swoją fioletową, buty i jedziemy po nią. Za godzinę musimy być już na ``pomarańczowym dywanie``.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz