Szczerze? Nie mogę uwierzyć, że napisałam ten rozdział, że mi się udało. Po prostu od imprezy i tej niepohamowanej weny, która się tam narodziła, nie mogę przestać pisać. Czuje się niebiańsko, jakby ktoś doczepił mi skrzydła, a ja nauczyłam się na nich latać. Jakbym mogła dosięgnąć gwiazd, to uczucie jest nie do opisania, ale może tak jest chwilowo lepiej. W końcu mam czas, aby rozkwitnąć i wpaść w ten wir obowiązków, bez żadnych zmartwień, które towarzyszyły mi od dwóch tygodni.
Jeszcze raz dziękuje ludziom za tak wspaniałą zabawę w piątek i sobotę, jesteście niesamowici.
A teraz zapraszam i w końcu liczę na jakieś komentarze, bo coś dawno widziałam je pod rozdziałami :)
**** **** **** **** ****
- Umiesz tańczyć walca? – David szepną na ucho Jess, gdy tańczyli
przytulańca.
- Tak się składa, że umiem doskonale – uśmiechnęła się zadziornie. – Ale muszę cię zmartwić, bo nie uda ci się tego zobaczyć.
- Z daleka na pewno nie, ale z bliska i owszem – szeptał, a po chwili wyprostował się i przyjął pozycje do walca, nie dając dziewczynie nawet chwili, na jakikolwiek protest. Jessica poczuła kolejny dreszcz przeszywający jej drobne ciało. Po chwili pojawiły się gorące rumieńce na twarzy, więc spuściła wzrok. Czuła delikatne mrowienie w miejscach dotyku dłoni Davida, a nogi zrobiły się jak z waty. W jej wnętrzu tysiące myśli gromadziło się w głowie, a ona nie wiedziała, co się z nią dzieje. Każdy nawet najmniejszy ruch ciała sprawiał, że traciła na chwile oddech i była bardzo przejęta.
Uspokój się – skarciła się w myślach. – To tylko kolejny chłopak, z którym tańczysz, jest jak każdy.
Jess powoli wyprostowała się i z wielkim uśmiechem na ustach, podniosła głowę próbując zignorować emocje i zarazem wewnętrzne zakłopotanie tą całą sytuacją. Nadal czuła jak nie ma kontroli nad swoimi nogami, jednak spojrzała w brązowe tęczówki bruneta i zobaczyła w nich, kogoś nieznajomego. Nie widziała w nim swojego idola, tylko całkiem innego człowieka. Widziała radość, ale także zamyślenie. Wpatrywał się w nią jak w obrazem i nie odrywał wzroku, jak nachyliła się nad nim:
- Nie masz szans, że uda ci się zatańczyć to idealnie – szepnęła mu na ucho.
- Zobaczymy – odparł po dłuższej chwili i znów uśmiechnął się zadziornie, pokazując szereg białych zębów.
Tańczyli tak przez pięć piosenek po całej sali, wpatrując się sobie w oczy i nie widzieli nic poza sobą. Ludzie bili im brawa i schodzili z drogi, podziwiając tą delikatność i perfekcje. Dav i Jess tańczyli ze sobą po raz pierwszy, jednak nie było tego widać. Wszyscy dookoła myśleli, że ćwiczyli to wiele razy. Ich jednak niosła muzyka, która sprawiała dreszcze na plecach i energię wydobywającą się na zewnątrz. Oboje potrafili przewidzieć swoje ruchy, a kiedy ogłoszono chwile przerwy nie mogli się od siebie oderwać. Świat wokół nich nie istniał. Liczyli się tylko oni. Kiedy usłyszeli za sobą gromki krzyk i brawa, Jess momentalnie odsunęła się od Davida i uśmiechnęła się.
- Dziękuje za tak cudowny taniec – odparł nonszalancko.
- Jednak nie miałam racji, jesteś wspaniałym tancerzem - przyznała chłopakowi racje.
- Tak wiem – znów pojawił się u niego tajemniczy i zarazem pociągający uśmiech.
- Ale skromności to ci brakuje – popatrzyła na niego, a potem próbując opanować szybkie bicie serca i przyśpieszony oddech, dodała. – Muszę się czegoś napić, dziękuje za chwile oderwania od rzeczywistości.
- Do usług, będę na ciebie czekał, moja madame – na twarzy chłopaka pojawił się grymas zwycięzcy, kiedy dziewczyna odchodziła w stronę baru. Czuł dookoła siebie zapach jej perfum, róże i kawa, były wszędzie. Jego wnętrze przepełniała radość i duma z tego czego dokonał. Nie mogąc opanować oddechu, zszedł ze środka parkietu i pokierował się w stronę dużego stołu.
Kiedy Jess wyszła z łazienki po dziesięciu minutach siedzenia na parapecie, z próbą uspokojenia emocji, które targały jej wnętrzem, przed oczami zobaczyła twarz bruneta i momentalnie się uśmiechnęła. Myśl o tańcu co chwile do niej wracała, a ona czuła się dzięki temu nieziemsko. Ostatni miesiąc ulotnił się jakby go w ogóle nie było. Zapomniała na chwile, że istnieje taki człowiek jak Matt. Teraz liczyła się tylko ta impreza i jej idole. Podchodząc pewnym krokiem do barku, gdzie poprosiła o sok pomarańczowy, zauważyła Davida z wysoką blondynką, z upiętymi włosami w koka i czerwonej sukience przed kolano. Po chwili przypomniała sobie, że tajemnicza dziewczyna to Meredith Switch, dawna dziewczyna bruneta, którą poznał na planie jednego z filmów, w których grał. Zerwali dwa lata temu i pozostali przyjaciółmi, jeśli można było to tak nazwać.
Teraz siedzieli razem, a Dav obejmował Mer w pasie i szeptał jej coś na ucho. Jess poczuła zimny dreszcz, ale nie odwróciła wzroku. Widziała zadowolenie rysujące się na ich twarzy i ten uśmiech złego chłopca. W jej wnętrzu zaczęło buzować, poczuła się opuszczona, pomimo że do niczego między nimi nie doszło. Brunet nadal był dla niej w pewnym stopniu nieznajomym, tylko idolem, ale nie mogła zaprzeczyć, że zaiskrzyło między nimi podczas tańca.
Zacisnęła dłonie w pięści i przygryzła dolną wargę i w tym samym momencie dotarło do niej, co się takiego wydarzyło. W każdym milimetrze swojego ciała, poczuła tą bolesną prawdę.
- A to skurwiel – syknęła przez zaciśnięte zęby i szybkim ruchem zabrała ze sobą butelkę czerwonego wina, kierując się w stronę balkonu – Jak mogłam tego nie zauważyć?
Była zła, targały nią wszystkie możliwe i zarazem negatywne emocje. Dłonie zaczerwieniły się od wbijanych w nie paznokci, ale ona nie zwracała na nie uwagi. Nie czuła bólu, tylko złość, na sobą siebie, że nie zauważyła tego, co miał zaplanowane David.
-Jak ja mogłam tego nie zauważyć, jak? – spytała siebie znowu.
Oczywiście odpowiedzi nie uzyskała, bo niby, od kogo. Wspięła się na barierkę i trzymając butelkę w dłoni siedziała tak długi czas, a czerwona ciecz w szybkim tempie ubywała.
Kiedy miała już pójść po kolejną butelkę i jakiś notes, żeby napisać wspaniały pomysł do książki, zauważyła w drzwiach Davida, uśmiechniętego od ucha do ucha.
- Znowu tu siedzisz? – zapytał podchodząc do blondynki.
- A co cię to obchodzi? – odburknęła, cofając się.
- Co cię ugryzło? – zapytał zaskoczony jej reakcją.
- Twoje durne zachowanie – odparła, krzyżując ręce na piersiach.
- A o co chodzi? – stanął zdezorientowany i wpatrywał się w Jess z wielkim zaskoczeniem.
- Oj nie udawaj, że nie wiesz, cwaniaczku – zacisnęła zęby, ale mówiła dalej. – Jeśli myślisz, że cokolwiek ci się udało, to się grubo mylisz.
- Nadal nie rozumiem…
- Och, czyżby? – przerwała mu. – Nie udawaj zaskoczonego. Wiem co knułeś, jaki to jesteś uroczy i czarujący. Muszę ci powiedzieć, że to stek bzdur. Próbujesz grać, ale ci się nie udaję. Co myślisz, że możesz mieć każdą dziewczynę na imprezie? – zrobiła pauzę, a po chwili kontynuowała. – Otóż muszę ci powiedzieć, że nie. Jesteś palantem i kretynem, który nigdy nie zaznał prawdziwych uczuć. Manipulujesz dziewczynami, myśląc, że one na to pójdą. Nie licz na to kochaniutki, bo ci to nie wyjdzie. Przemyśl swoje zachowanie, bo inaczej źle skończysz. Ludzie z show biznesu cię zniszczą – wyrzuciła z siebie potok słów, nie zwracając nawet najmniejszej uwagi na zakłopotaną minę chłopaka, który stał jak wmurowany. – A teraz przepraszam – wyminęła go delikatnym ruchem, a gdy zamierzała już wejść do środka postanowiła, że sprawdzi reakcje chłopaka. Stał wpatrując się w nią, a ona z uczuciem sukcesu, potknęła się o próg i poleciała. Resztę wina, które było w butelce, wylała na białą bluzkę Davida, który zdążył ją złapać. Gdy zobaczyła, co się tak naprawdę stało powiedziała inaczej niż wcześniej:
- Przepraszam, nie chciałam – spojrzała w jego oczy, a potem dodała. – A teraz już mnie puść i więcej nie dotykaj – odsunęła się raptownie o trzy kroki do tyłu.
- Nie przepraszaj, wypadki się zdarzają – udał, że nie słyszał reszty słów, które powiedziała.
- No, ale wiesz jest impreza i pewnie chcesz się bawić z innymi, a ta plama wszystko popsuje – wskazała na jego bluzkę i uśmiechnęła się, nie czując nawet winy w sercu, ona nawet cieszyła się, że tak się to skończyło.
- Oj tam - machnął ręką. - I tak mieliśmy zaraz jechać i jakby, co to mam marynarkę. Zaraz ją założę.
- Nie jesteś zły? Ja naprawdę nie chciałam – udawała zmartwienie, żeby zrobić Davidowi na złość, a ten jedynie podniósł brew, gdy dotarło do niego, że blondynka nawet się tym nie przejmuje.
- Nie, nie jestem zły –zmusił się do uśmiechu, a po chwili dodał oczywiście nie to, co chciał. A w tym momencie chciał się odegrać na dziewczynie i rzucić jakiś obraźliwy komentarz - Vic cię szukała kilka minut temu, a może to było parę godzin temu – podrapał się po brodzie i wyminął dziewczynę. – Nie ma za co – szepnął jej na ucho.
- Nie prosiłam cię, abyś mnie złapał – syknęła w jego stronę z zaciśniętymi pięściami. – A teraz idę poszukać mojej kochanej przyjaciółki, bo pewnie szaleje gdzieś z Arianą i Elizabeth - przeszła parę kroków piorunując chłopaka spojrzeniem i wyminęła go, wtykając mu w dłonie pustą butelkę. – Nie dziękuje, że mnie złapałeś, a butelkę możesz odnieść – uśmiechnęła się sztucznie i odeszła.
Chciał powiedzieć, że poleca się na przyszłość, lecz ona zniknęła już w tłumie.
- Tak się składa, że umiem doskonale – uśmiechnęła się zadziornie. – Ale muszę cię zmartwić, bo nie uda ci się tego zobaczyć.
- Z daleka na pewno nie, ale z bliska i owszem – szeptał, a po chwili wyprostował się i przyjął pozycje do walca, nie dając dziewczynie nawet chwili, na jakikolwiek protest. Jessica poczuła kolejny dreszcz przeszywający jej drobne ciało. Po chwili pojawiły się gorące rumieńce na twarzy, więc spuściła wzrok. Czuła delikatne mrowienie w miejscach dotyku dłoni Davida, a nogi zrobiły się jak z waty. W jej wnętrzu tysiące myśli gromadziło się w głowie, a ona nie wiedziała, co się z nią dzieje. Każdy nawet najmniejszy ruch ciała sprawiał, że traciła na chwile oddech i była bardzo przejęta.
Uspokój się – skarciła się w myślach. – To tylko kolejny chłopak, z którym tańczysz, jest jak każdy.
Jess powoli wyprostowała się i z wielkim uśmiechem na ustach, podniosła głowę próbując zignorować emocje i zarazem wewnętrzne zakłopotanie tą całą sytuacją. Nadal czuła jak nie ma kontroli nad swoimi nogami, jednak spojrzała w brązowe tęczówki bruneta i zobaczyła w nich, kogoś nieznajomego. Nie widziała w nim swojego idola, tylko całkiem innego człowieka. Widziała radość, ale także zamyślenie. Wpatrywał się w nią jak w obrazem i nie odrywał wzroku, jak nachyliła się nad nim:
- Nie masz szans, że uda ci się zatańczyć to idealnie – szepnęła mu na ucho.
- Zobaczymy – odparł po dłuższej chwili i znów uśmiechnął się zadziornie, pokazując szereg białych zębów.
Tańczyli tak przez pięć piosenek po całej sali, wpatrując się sobie w oczy i nie widzieli nic poza sobą. Ludzie bili im brawa i schodzili z drogi, podziwiając tą delikatność i perfekcje. Dav i Jess tańczyli ze sobą po raz pierwszy, jednak nie było tego widać. Wszyscy dookoła myśleli, że ćwiczyli to wiele razy. Ich jednak niosła muzyka, która sprawiała dreszcze na plecach i energię wydobywającą się na zewnątrz. Oboje potrafili przewidzieć swoje ruchy, a kiedy ogłoszono chwile przerwy nie mogli się od siebie oderwać. Świat wokół nich nie istniał. Liczyli się tylko oni. Kiedy usłyszeli za sobą gromki krzyk i brawa, Jess momentalnie odsunęła się od Davida i uśmiechnęła się.
- Dziękuje za tak cudowny taniec – odparł nonszalancko.
- Jednak nie miałam racji, jesteś wspaniałym tancerzem - przyznała chłopakowi racje.
- Tak wiem – znów pojawił się u niego tajemniczy i zarazem pociągający uśmiech.
- Ale skromności to ci brakuje – popatrzyła na niego, a potem próbując opanować szybkie bicie serca i przyśpieszony oddech, dodała. – Muszę się czegoś napić, dziękuje za chwile oderwania od rzeczywistości.
- Do usług, będę na ciebie czekał, moja madame – na twarzy chłopaka pojawił się grymas zwycięzcy, kiedy dziewczyna odchodziła w stronę baru. Czuł dookoła siebie zapach jej perfum, róże i kawa, były wszędzie. Jego wnętrze przepełniała radość i duma z tego czego dokonał. Nie mogąc opanować oddechu, zszedł ze środka parkietu i pokierował się w stronę dużego stołu.
Kiedy Jess wyszła z łazienki po dziesięciu minutach siedzenia na parapecie, z próbą uspokojenia emocji, które targały jej wnętrzem, przed oczami zobaczyła twarz bruneta i momentalnie się uśmiechnęła. Myśl o tańcu co chwile do niej wracała, a ona czuła się dzięki temu nieziemsko. Ostatni miesiąc ulotnił się jakby go w ogóle nie było. Zapomniała na chwile, że istnieje taki człowiek jak Matt. Teraz liczyła się tylko ta impreza i jej idole. Podchodząc pewnym krokiem do barku, gdzie poprosiła o sok pomarańczowy, zauważyła Davida z wysoką blondynką, z upiętymi włosami w koka i czerwonej sukience przed kolano. Po chwili przypomniała sobie, że tajemnicza dziewczyna to Meredith Switch, dawna dziewczyna bruneta, którą poznał na planie jednego z filmów, w których grał. Zerwali dwa lata temu i pozostali przyjaciółmi, jeśli można było to tak nazwać.
Teraz siedzieli razem, a Dav obejmował Mer w pasie i szeptał jej coś na ucho. Jess poczuła zimny dreszcz, ale nie odwróciła wzroku. Widziała zadowolenie rysujące się na ich twarzy i ten uśmiech złego chłopca. W jej wnętrzu zaczęło buzować, poczuła się opuszczona, pomimo że do niczego między nimi nie doszło. Brunet nadal był dla niej w pewnym stopniu nieznajomym, tylko idolem, ale nie mogła zaprzeczyć, że zaiskrzyło między nimi podczas tańca.
Zacisnęła dłonie w pięści i przygryzła dolną wargę i w tym samym momencie dotarło do niej, co się takiego wydarzyło. W każdym milimetrze swojego ciała, poczuła tą bolesną prawdę.
- A to skurwiel – syknęła przez zaciśnięte zęby i szybkim ruchem zabrała ze sobą butelkę czerwonego wina, kierując się w stronę balkonu – Jak mogłam tego nie zauważyć?
Była zła, targały nią wszystkie możliwe i zarazem negatywne emocje. Dłonie zaczerwieniły się od wbijanych w nie paznokci, ale ona nie zwracała na nie uwagi. Nie czuła bólu, tylko złość, na sobą siebie, że nie zauważyła tego, co miał zaplanowane David.
-Jak ja mogłam tego nie zauważyć, jak? – spytała siebie znowu.
Oczywiście odpowiedzi nie uzyskała, bo niby, od kogo. Wspięła się na barierkę i trzymając butelkę w dłoni siedziała tak długi czas, a czerwona ciecz w szybkim tempie ubywała.
Kiedy miała już pójść po kolejną butelkę i jakiś notes, żeby napisać wspaniały pomysł do książki, zauważyła w drzwiach Davida, uśmiechniętego od ucha do ucha.
- Znowu tu siedzisz? – zapytał podchodząc do blondynki.
- A co cię to obchodzi? – odburknęła, cofając się.
- Co cię ugryzło? – zapytał zaskoczony jej reakcją.
- Twoje durne zachowanie – odparła, krzyżując ręce na piersiach.
- A o co chodzi? – stanął zdezorientowany i wpatrywał się w Jess z wielkim zaskoczeniem.
- Oj nie udawaj, że nie wiesz, cwaniaczku – zacisnęła zęby, ale mówiła dalej. – Jeśli myślisz, że cokolwiek ci się udało, to się grubo mylisz.
- Nadal nie rozumiem…
- Och, czyżby? – przerwała mu. – Nie udawaj zaskoczonego. Wiem co knułeś, jaki to jesteś uroczy i czarujący. Muszę ci powiedzieć, że to stek bzdur. Próbujesz grać, ale ci się nie udaję. Co myślisz, że możesz mieć każdą dziewczynę na imprezie? – zrobiła pauzę, a po chwili kontynuowała. – Otóż muszę ci powiedzieć, że nie. Jesteś palantem i kretynem, który nigdy nie zaznał prawdziwych uczuć. Manipulujesz dziewczynami, myśląc, że one na to pójdą. Nie licz na to kochaniutki, bo ci to nie wyjdzie. Przemyśl swoje zachowanie, bo inaczej źle skończysz. Ludzie z show biznesu cię zniszczą – wyrzuciła z siebie potok słów, nie zwracając nawet najmniejszej uwagi na zakłopotaną minę chłopaka, który stał jak wmurowany. – A teraz przepraszam – wyminęła go delikatnym ruchem, a gdy zamierzała już wejść do środka postanowiła, że sprawdzi reakcje chłopaka. Stał wpatrując się w nią, a ona z uczuciem sukcesu, potknęła się o próg i poleciała. Resztę wina, które było w butelce, wylała na białą bluzkę Davida, który zdążył ją złapać. Gdy zobaczyła, co się tak naprawdę stało powiedziała inaczej niż wcześniej:
- Przepraszam, nie chciałam – spojrzała w jego oczy, a potem dodała. – A teraz już mnie puść i więcej nie dotykaj – odsunęła się raptownie o trzy kroki do tyłu.
- Nie przepraszaj, wypadki się zdarzają – udał, że nie słyszał reszty słów, które powiedziała.
- No, ale wiesz jest impreza i pewnie chcesz się bawić z innymi, a ta plama wszystko popsuje – wskazała na jego bluzkę i uśmiechnęła się, nie czując nawet winy w sercu, ona nawet cieszyła się, że tak się to skończyło.
- Oj tam - machnął ręką. - I tak mieliśmy zaraz jechać i jakby, co to mam marynarkę. Zaraz ją założę.
- Nie jesteś zły? Ja naprawdę nie chciałam – udawała zmartwienie, żeby zrobić Davidowi na złość, a ten jedynie podniósł brew, gdy dotarło do niego, że blondynka nawet się tym nie przejmuje.
- Nie, nie jestem zły –zmusił się do uśmiechu, a po chwili dodał oczywiście nie to, co chciał. A w tym momencie chciał się odegrać na dziewczynie i rzucić jakiś obraźliwy komentarz - Vic cię szukała kilka minut temu, a może to było parę godzin temu – podrapał się po brodzie i wyminął dziewczynę. – Nie ma za co – szepnął jej na ucho.
- Nie prosiłam cię, abyś mnie złapał – syknęła w jego stronę z zaciśniętymi pięściami. – A teraz idę poszukać mojej kochanej przyjaciółki, bo pewnie szaleje gdzieś z Arianą i Elizabeth - przeszła parę kroków piorunując chłopaka spojrzeniem i wyminęła go, wtykając mu w dłonie pustą butelkę. – Nie dziękuje, że mnie złapałeś, a butelkę możesz odnieść – uśmiechnęła się sztucznie i odeszła.
Chciał powiedzieć, że poleca się na przyszłość, lecz ona zniknęła już w tłumie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz