Hejka :D
Dzisiaj dwudziesty piąty grudnia i tym samym dwudziesty piąty rozdział już na blogu. Mówiłam, że dodam więcej rozdziałów, bo kolejny już w weekend :)
Wiele wydarzeń, które wydarzyły się w przeciągu tego tygodnia, sprawiły, że musiałam uciec dzisiaj w świat wyobraźni i cały dzień albo czytam, albo pisze... Tak po prostu...
Stwierdziłam, że nie mam co użalać się nad sobą, jeśli los tak chciał proszę bardzo...
Po prostu pierwszy raz nie jestem ani smutna, ani zła przez tak wiele wydarzeń w krótkim czasie. To nic, że zapowiadało się tak pięknie, a w Wigilie moim prezentem pod choinkę było to, że zostawił mnie mój partner na studniówkę, to nic że nie mam planu B i wszystko się wali...
O dziwo jestem dziwnie spokojna, ale nie chce zawalać Wam świąt moimi problemami, cieszmy się tym cudownym czasem...
Jeszcze raz WESOŁYCH ŚWIĄT :*
Manka ♥
**** **** **** **** ****
Pojechali bocznymi, niezatłoczonymi uliczkami, do sklepu, który jak się po krótkiej wymianie
zdań okazało, razem uwielbiali. Zarówno Jessica, jak i David lubili tu
przychodzić codziennie po nawet mały drobiazg, którego zabrakło w domu. Jednak
nigdy się nie spotkali i to było dla nich obojga wielkim zaskoczeniem, ale i
wielką zagadką.
Teraz jeżdżąc po sklepie wózkiem, świrowali jak para nastolatków, która nie zwraca uwagi na innych ludzi, nie zważają na opinie innych i ich dziwny wyraz twarzy skierowany w ich stronę. Jess stała na wózku, a brunet go pchał lub odwrotnie. I tak zwykłe zakupy zamieniły się w niezapomnianą zabawę, która przegoniła ból, złość i codzienne problemy.
- Kierunek kasa – oznajmił chłopak.
- Dużo tego jest, a mi trzeba było tylko drobiazgi na ten wasz lunch – uśmiechnęła się do niego.
- No tak, ale moje półki i zresztą cała kuchnia świecą pustkami – zaśmiał się David.
- Widzisz, gdybym tam była codziennie w szafkach nie zostawałyby tylko płatki i mleko – uśmiechnęła się blondynka i zaraz odwróciła wzrok.
- Ja nawet nie mam mleka – zaczęli się śmiać, a ludzie nadal patrzyli na nich jak na dwójkę wariatów.
Jessica idąc jako pierwsza nie zauważyła dużej, wodnej plamy na śliskiej podłodze i zaraz już leżała, a David zaczął się śmiać, zresztą razem z nią.
- Dobra, koniec tego. Pomóż mi wstać – powiedziała po dłuższej chwili.
Chłopak podszedł do niej zostawiając wózek i kiedy chwycił ją za rękę także się wywalił. Wybuchnęli gromkim śmiechem, a kasjerka patrzyła na nich wielkimi oczami.
Teraz jeżdżąc po sklepie wózkiem, świrowali jak para nastolatków, która nie zwraca uwagi na innych ludzi, nie zważają na opinie innych i ich dziwny wyraz twarzy skierowany w ich stronę. Jess stała na wózku, a brunet go pchał lub odwrotnie. I tak zwykłe zakupy zamieniły się w niezapomnianą zabawę, która przegoniła ból, złość i codzienne problemy.
- Kierunek kasa – oznajmił chłopak.
- Dużo tego jest, a mi trzeba było tylko drobiazgi na ten wasz lunch – uśmiechnęła się do niego.
- No tak, ale moje półki i zresztą cała kuchnia świecą pustkami – zaśmiał się David.
- Widzisz, gdybym tam była codziennie w szafkach nie zostawałyby tylko płatki i mleko – uśmiechnęła się blondynka i zaraz odwróciła wzrok.
- Ja nawet nie mam mleka – zaczęli się śmiać, a ludzie nadal patrzyli na nich jak na dwójkę wariatów.
Jessica idąc jako pierwsza nie zauważyła dużej, wodnej plamy na śliskiej podłodze i zaraz już leżała, a David zaczął się śmiać, zresztą razem z nią.
- Dobra, koniec tego. Pomóż mi wstać – powiedziała po dłuższej chwili.
Chłopak podszedł do niej zostawiając wózek i kiedy chwycił ją za rękę także się wywalił. Wybuchnęli gromkim śmiechem, a kasjerka patrzyła na nich wielkimi oczami.
*PARĘ GODZIN PÓŹNIEJ*
- Może ci pomóc? – zapytał David stając w progu w ciemnej bluzce i szarych
dresach.
- Nie, nie trzeba – zaprzeczyła. – Znam twoją kuchnie na pamięć, po tym jak układaliśmy razem zakupy, więc się tu już nigdy nie pogubię i szybko mnie się już nie pozbędziesz.
- Czyżbyś chciała tu zamieszkać? – zapytał podchodząc do wysepki na środku kuchni.
- O to jest dobry pomysł – odwróciła się w stronę bruneta. – A co byś powiedział jakbym się tu wprowadziła, a ty przeniesiesz się do Victorii? – zaśmiała się.
- Nie ma mowy – David zaprzeczył udając powagę, a po chwili zabrał Jessice marchewkę prosto z ręki.
- Ej, oddawaj marchewkę. Potrzebna mi – zbliżyła się do niego i chciała wyrwać z dłoni.
- Nie ma mowy, ona jest już moja – podniósł rękę do góry.
- David oddawaj – próbowała doskoczyć do niej, lecz była za mała. – Bo zrobię coś czego się nie spodziewasz – użyła szantażu.
- A co?
- Nie powiem ci – wystawiła mu język.
- To ci nie oddam – drażnił się z nią.
- OK – obeszła go dookoła i zatrzymała się na wprost jego pleców. – Sam tego chciałeś.
Wskoczyła mu na plecy, chłopak się lekko zachwiał, ale nie opuścił ręki. Jedną dłonią trzymała się jego, a drugą sięgała po warzywo. Brunet wtedy, żeby zrobić jej na złość włożył marchewkę do ust i złapał dziewczynę.
- David, jak mogłeś? – oburzyła się i patrzyła na niego złowrogo. – Teraz to ja jej nie chce - próbowała zejść z jego pleców, ale nie mogła – Puszczaj!
- Nie puszczę.
- David!
- Jessica.
- No Dav.
- No Jess.
- David puszczaj, bo będzie z tobą źle.
- Nie boje się.
- Puszczaj – rozkazała po raz kolejny.
- Przykro mi blondyneczko, nie ma takiej opcji.
- Jesteś kretynem.
- Jak mnie nazwałaś? - zapytał nagle z uśmiechem od ucha do ucha.
- Jesteś kretynem – powtórzyła.
- Nie wyjdzie ci to na sucho.
- A co jak wyjdzie, nic mi nie możesz zrobić – wystawiła mu język.
- Ależ mogę – wysłał jej uśmieszek odwracając nieco głowę w jej stronę.
- Niby co pan piosenkarz może mi zrobić? – zażartowała z niego.
- Wiele rzeczy – uśmiechał się łobuzersko.
- I tak się nie boję, więc mnie nie zaszantażujesz.
- Założymy się? – zapytał chytrze.
- OK – przytaknęła próbując nadal zejść lub chociaż w niewielkim stopniu się uwolnić.
David niósł ją z kuchni, przez korytarz, do salonu i położyła na kanapie. Patrzyła na niego wielkimi oczami i nie wiedziała, co ma zrobić. Czy powinna uciekać, czy może chłopak postanowił dać jej spokój.
- Masz łaskotki? – zaskoczył ją tym pytaniem. – Z resztą nie musisz odpowiadać, sam sprawdzę.
Chłopak trafił w jej czuły punkt i zaraz nie mogła powstrzymać się od śmiechu. Pragnęła także się uwolnić, ale trzymał ją i nie było sposobu, aby go wywalić lub chociaż popchnąć do tyłu. Czasami to uczucie było bardzo miłe, ale nie w tak dużych ilościach. Popatrzyła chłopakowi w oczy i nagle powiedziała, zaskakując go:
- Dav, telefon ci dzwoni! – skłamała nadal chichocząc.
- Naprawdę? – wyprostował się i nasłuchiwał, a Jessica zsunęła się na ziemie i pobiegła w stronę kuchni.
- Żartowałam – krzyknęła, a brunet ruszył za nią, lecz nie mógł zabrać jej z powrotem, bo stała już przy blacie i trzymała w ręku patelnie. – Nie podchodź, bo jej użyje – ostrzegła.
- A ja użyje tego – powiedział chwytając w ręce mąkę.
- Naprawdę? – przekrzywiła głowę w bok i oczekiwała na odpowiedź, lecz w złym momencie uświadomiła sobie, co on może zrobić.
Gdy na niego spojrzała już na jego twarzy widniał ten cudowny uśmiech, który wywołał u niej szybsze bicie serca, a przez ciało przeszła fala dreszczy.
- Tylko nie rób tego co myślisz! – bardziej powiedziała niż rozkazała.
- A co ja myślę?
- Oj dobrze wiemy co ty myślisz.
David pokazał rządek białych zębów i zaraz Jessica miała we włosach pełno mąki, meble były białe, ale chłopak też. Mogłabym napisać, że nie przemyślał swojego planu, jednak to było by kłamstwem. On dobrze wiedział w co się pakuje i bardzo tego chciał.
- Oddawaj to – wyrwała mu z ręki puste opakowanie i dodała. - Teraz to sprzątasz.
- Wcale nie – uparł się. – Teraz ci pomogę, bo jeśli znowu zaprzeczysz użyje silniejszej broni.
- Nie potrzebuje pomocy.
- Mam coś znaleźć? – chwycił za rączkę od pułki.
Spojrzała na niego z złowrogą miną, a on się nieco przeraził. Patrzyła tak przez kilkanaście sekund, a potem jakby nigdy nic powiedziała:
- Dobra, zrób warzywa na parze, tak z 5 minut je potrzymaj – poczekała chwile, a potem: - I tak to sprzątasz – wystawiła mu język i zaczęła się śmiać.
- Co ci tak wesoło? – burknął chłopak z przegranej z dziewczyną, która z resztą miała rację.
- Twoje włosy i twarz – wyjąkała próbując powstrzymać śmiech.
- Ale wiesz, że nie jesteś lepsza…
- Tak wiem - zaczęła się jeszcze bardziej śmiać i przez to zaraziła bruneta, a potem już nie mogli przestać. Każda czynność wywoływała jeszcze większy śmiech, a gdy zegar wybił godzinę czternastą usłyszeli dzwonek do drzwi.
- Właśnie, zapomniałem ci powiedzieć – przypomniał sobie David wychodząc z kuchni. -Będzie moja siostra, ale mam nadzieje, że wystarczy tego jedzenia jeszcze dla niej.
- Chce z wami siedzieć? – zdziwiła się i znowu zaśmiała.
- Chyba tak, po za tym nie ma wyjścia – wystawił jej język i wyprzedził o parę kroków.
Jednak w tym samym momencie chwycili za klamkę i otworzyli razem drzwi, zapominając o swoim wyglądzie, chcieli przywitać się z chłopakami, ale oni już w progu zaczęli się śmiać.
- Witam panów, którzy mało nie zleją się ze śmiechu – przywitała ich Jess.
- Cześć Jessica – odpowiedzieli prawie już leżąc na ziemi.
- Jessica? – oprzytomniał Roberto.
- Nie to tylko jej duch was przywitał – odpowiedział mu David. – No jasne, że to ona debile.
- Miło nas przywitałeś – oburzył się i zrobił groźną minę Francis.
- Coś ci nie wyszło – skomentowała Jess i znowu zaczęła się śmiać, do momentu, aż rozbolał ją brzuch.
- A w ogóle co tu robisz? – spytał Phillip podchodząc do niej, ale to tak naprawdę bardzo blisko.
- Postanowiłam zrobić wam dzisiaj lunch, a że spotkałam Davida w sklepie to także się tu wybrałam, miałam już dość siedzenia w domu bez Vic nad tym laptopem, z którym zresztą musiałam się rozstać na długi czas przez Krisa i Alfiego.
- Super – krzyknął Roberto. – Pomożesz nam i doradzisz wiele rzeczy związku z trasą koncertową.
- Trasą koncertową? – spytała zaskoczona.
- Nie powiedział ci?
Pokręciła przecząco głową i coś w jej sercu drgnęło. Czuła się jakby ktoś walnął ją dosyć mocno, ale nie aż tak, żeby upadła. Nie rozumiała dlaczego. Chłopaki i w tym David byli tylko nowymi kolegami z show biznesu, więc dlaczego ta wiadomość ją tak zabolała, dlaczego poczuła rzeczy, których nigdy nie czuła. Zadając sobie te pytania przypomniał jej się Matt i nowe myśli. Dlaczego tak się dzieje? Czy uczucie do Matta było prawdziwe, czy ona naprawdę kochała, czy tylko sobie to wmawiała?
- Co prawda słyszałam, że będziecie mieli dwumiesięczny wyjazd, ale to było jakiś miesiąc temu – dodała do swojego gestu zapominając tak naprawdę, jak wiele zrobiła usłyszawszy tą wiadomość.
- Zaprowadzisz ich do salonu? – zapytał brunet. – A ja dokończę w kuchni i jak ona przyjdzie to się przeniesiemy.
- Dobra, ale idź się przebierz.
- Ty też.
Zaprowadziła trójkę świrów do salonu i zostawiając ich samych udała się wolnym krokiem do schodów, lecz zatrzymał ją dzwonek.
- Otworze – krzyknęła bez zastanowienia, jakby była we własnym domu i pobiegła do drzwi. Co prawda czuła się tutaj tak spokojnie i dobrze, że wiedziała, że chłopakowi nie będzie to przeszkadzać. Otwierając drzwi już w połowie zadała to pytanie:
- Co ty tutaj robisz?
- A ty? - Spojrzała na nią Victoria. – I coś ty ze sobą zrobiła?
- Pomagałam Davidowi i nie obyło się bez bitwy z mąką. Dobrze, że jesteś – przytuliła przyjaciółkę przy okazji brudząc jej czarną sukienkę.
- Tutaj byłaś bezpieczna – wyszeptała. –Ale jak?
- Potem ci opowiem, teraz nie rozmawiajmy o tym, nie chce – zakończyła Jess i zauważyła bruneta. – To ma być ta twoja siostra?
- Jestem twoją siostrą? – zapytała Victoria. – Miło.
- Tak, co nie podobna? – zaśmiał się chłopak.
- Nie! Okłamałeś mnie – szturchnęła go w ramie.
- Nie chciałaś zadzwonić.
- Właśnie, nie zadzwoniłaś – strąciła się znowu Vi.
- Wiem, dziękuje – przytuliła go, a on się jedynie uśmiechnął.
- Ooo – wydała z siebie Vic, a oni równocześnie na nią spojrzeli. – No co? Tak słodko to wyglądało.
- My się polecimy przebrać, chłopaki są w salonie, trafisz do nich? – oznajmił Victorii David.
- Tak…
- Ja będę pierwsza w łazience – przerwała jej Jessica i pobiegła na górę.
- To nie fair – krzyknął za nią chłopak i ruszył biegiem na schody. – To moja łazienka.
- Ale ja jestem pierwsza – dało się słyszeć z góry jej krzyk, kiedy prawdopodobnie stanęli przy drzwiach.
- Wcale nie…
- A wcale tak…
- Nie…
- Gościom się ustępuje, a jak wiemy to jestem twoim gościem. – nie dawała za wygraną.
- Naprawdę? Czy goście otwierają drzwi innym gościom? Czy goście robią lunch? Czy goście świrują tak w sklepie, że potem nie mogą wstać? – dopytywał.
- Nie, ale.. – nie dokończyła.
- No widzisz, nie…
- Daj mi dokończyć – wkurzyła się.
- Nie dam ci dokończyć – podniósł jedną brew robiąc bardzo śmieszną minę.
- To ja cię nie wpuszczę.
- No dobra kończ – uległ.
- Nie zachowuje się jak gość, nawet nie czuje się jak gość, ale na ten jeden dzień pokochałam ten dom. Ten bezpieczny dom – uśmiechnęła się. – Ale i tak cię nie wpuszczę.
- Jak możesz?
- Po prostu, mogę – wyszczerzyła się
- To wchodzimy razem…
- Nie mam mowy. Idę pierwsza – zakończyła i zatrzasnęła drzwi.
- Nie, nie trzeba – zaprzeczyła. – Znam twoją kuchnie na pamięć, po tym jak układaliśmy razem zakupy, więc się tu już nigdy nie pogubię i szybko mnie się już nie pozbędziesz.
- Czyżbyś chciała tu zamieszkać? – zapytał podchodząc do wysepki na środku kuchni.
- O to jest dobry pomysł – odwróciła się w stronę bruneta. – A co byś powiedział jakbym się tu wprowadziła, a ty przeniesiesz się do Victorii? – zaśmiała się.
- Nie ma mowy – David zaprzeczył udając powagę, a po chwili zabrał Jessice marchewkę prosto z ręki.
- Ej, oddawaj marchewkę. Potrzebna mi – zbliżyła się do niego i chciała wyrwać z dłoni.
- Nie ma mowy, ona jest już moja – podniósł rękę do góry.
- David oddawaj – próbowała doskoczyć do niej, lecz była za mała. – Bo zrobię coś czego się nie spodziewasz – użyła szantażu.
- A co?
- Nie powiem ci – wystawiła mu język.
- To ci nie oddam – drażnił się z nią.
- OK – obeszła go dookoła i zatrzymała się na wprost jego pleców. – Sam tego chciałeś.
Wskoczyła mu na plecy, chłopak się lekko zachwiał, ale nie opuścił ręki. Jedną dłonią trzymała się jego, a drugą sięgała po warzywo. Brunet wtedy, żeby zrobić jej na złość włożył marchewkę do ust i złapał dziewczynę.
- David, jak mogłeś? – oburzyła się i patrzyła na niego złowrogo. – Teraz to ja jej nie chce - próbowała zejść z jego pleców, ale nie mogła – Puszczaj!
- Nie puszczę.
- David!
- Jessica.
- No Dav.
- No Jess.
- David puszczaj, bo będzie z tobą źle.
- Nie boje się.
- Puszczaj – rozkazała po raz kolejny.
- Przykro mi blondyneczko, nie ma takiej opcji.
- Jesteś kretynem.
- Jak mnie nazwałaś? - zapytał nagle z uśmiechem od ucha do ucha.
- Jesteś kretynem – powtórzyła.
- Nie wyjdzie ci to na sucho.
- A co jak wyjdzie, nic mi nie możesz zrobić – wystawiła mu język.
- Ależ mogę – wysłał jej uśmieszek odwracając nieco głowę w jej stronę.
- Niby co pan piosenkarz może mi zrobić? – zażartowała z niego.
- Wiele rzeczy – uśmiechał się łobuzersko.
- I tak się nie boję, więc mnie nie zaszantażujesz.
- Założymy się? – zapytał chytrze.
- OK – przytaknęła próbując nadal zejść lub chociaż w niewielkim stopniu się uwolnić.
David niósł ją z kuchni, przez korytarz, do salonu i położyła na kanapie. Patrzyła na niego wielkimi oczami i nie wiedziała, co ma zrobić. Czy powinna uciekać, czy może chłopak postanowił dać jej spokój.
- Masz łaskotki? – zaskoczył ją tym pytaniem. – Z resztą nie musisz odpowiadać, sam sprawdzę.
Chłopak trafił w jej czuły punkt i zaraz nie mogła powstrzymać się od śmiechu. Pragnęła także się uwolnić, ale trzymał ją i nie było sposobu, aby go wywalić lub chociaż popchnąć do tyłu. Czasami to uczucie było bardzo miłe, ale nie w tak dużych ilościach. Popatrzyła chłopakowi w oczy i nagle powiedziała, zaskakując go:
- Dav, telefon ci dzwoni! – skłamała nadal chichocząc.
- Naprawdę? – wyprostował się i nasłuchiwał, a Jessica zsunęła się na ziemie i pobiegła w stronę kuchni.
- Żartowałam – krzyknęła, a brunet ruszył za nią, lecz nie mógł zabrać jej z powrotem, bo stała już przy blacie i trzymała w ręku patelnie. – Nie podchodź, bo jej użyje – ostrzegła.
- A ja użyje tego – powiedział chwytając w ręce mąkę.
- Naprawdę? – przekrzywiła głowę w bok i oczekiwała na odpowiedź, lecz w złym momencie uświadomiła sobie, co on może zrobić.
Gdy na niego spojrzała już na jego twarzy widniał ten cudowny uśmiech, który wywołał u niej szybsze bicie serca, a przez ciało przeszła fala dreszczy.
- Tylko nie rób tego co myślisz! – bardziej powiedziała niż rozkazała.
- A co ja myślę?
- Oj dobrze wiemy co ty myślisz.
David pokazał rządek białych zębów i zaraz Jessica miała we włosach pełno mąki, meble były białe, ale chłopak też. Mogłabym napisać, że nie przemyślał swojego planu, jednak to było by kłamstwem. On dobrze wiedział w co się pakuje i bardzo tego chciał.
- Oddawaj to – wyrwała mu z ręki puste opakowanie i dodała. - Teraz to sprzątasz.
- Wcale nie – uparł się. – Teraz ci pomogę, bo jeśli znowu zaprzeczysz użyje silniejszej broni.
- Nie potrzebuje pomocy.
- Mam coś znaleźć? – chwycił za rączkę od pułki.
Spojrzała na niego z złowrogą miną, a on się nieco przeraził. Patrzyła tak przez kilkanaście sekund, a potem jakby nigdy nic powiedziała:
- Dobra, zrób warzywa na parze, tak z 5 minut je potrzymaj – poczekała chwile, a potem: - I tak to sprzątasz – wystawiła mu język i zaczęła się śmiać.
- Co ci tak wesoło? – burknął chłopak z przegranej z dziewczyną, która z resztą miała rację.
- Twoje włosy i twarz – wyjąkała próbując powstrzymać śmiech.
- Ale wiesz, że nie jesteś lepsza…
- Tak wiem - zaczęła się jeszcze bardziej śmiać i przez to zaraziła bruneta, a potem już nie mogli przestać. Każda czynność wywoływała jeszcze większy śmiech, a gdy zegar wybił godzinę czternastą usłyszeli dzwonek do drzwi.
- Właśnie, zapomniałem ci powiedzieć – przypomniał sobie David wychodząc z kuchni. -Będzie moja siostra, ale mam nadzieje, że wystarczy tego jedzenia jeszcze dla niej.
- Chce z wami siedzieć? – zdziwiła się i znowu zaśmiała.
- Chyba tak, po za tym nie ma wyjścia – wystawił jej język i wyprzedził o parę kroków.
Jednak w tym samym momencie chwycili za klamkę i otworzyli razem drzwi, zapominając o swoim wyglądzie, chcieli przywitać się z chłopakami, ale oni już w progu zaczęli się śmiać.
- Witam panów, którzy mało nie zleją się ze śmiechu – przywitała ich Jess.
- Cześć Jessica – odpowiedzieli prawie już leżąc na ziemi.
- Jessica? – oprzytomniał Roberto.
- Nie to tylko jej duch was przywitał – odpowiedział mu David. – No jasne, że to ona debile.
- Miło nas przywitałeś – oburzył się i zrobił groźną minę Francis.
- Coś ci nie wyszło – skomentowała Jess i znowu zaczęła się śmiać, do momentu, aż rozbolał ją brzuch.
- A w ogóle co tu robisz? – spytał Phillip podchodząc do niej, ale to tak naprawdę bardzo blisko.
- Postanowiłam zrobić wam dzisiaj lunch, a że spotkałam Davida w sklepie to także się tu wybrałam, miałam już dość siedzenia w domu bez Vic nad tym laptopem, z którym zresztą musiałam się rozstać na długi czas przez Krisa i Alfiego.
- Super – krzyknął Roberto. – Pomożesz nam i doradzisz wiele rzeczy związku z trasą koncertową.
- Trasą koncertową? – spytała zaskoczona.
- Nie powiedział ci?
Pokręciła przecząco głową i coś w jej sercu drgnęło. Czuła się jakby ktoś walnął ją dosyć mocno, ale nie aż tak, żeby upadła. Nie rozumiała dlaczego. Chłopaki i w tym David byli tylko nowymi kolegami z show biznesu, więc dlaczego ta wiadomość ją tak zabolała, dlaczego poczuła rzeczy, których nigdy nie czuła. Zadając sobie te pytania przypomniał jej się Matt i nowe myśli. Dlaczego tak się dzieje? Czy uczucie do Matta było prawdziwe, czy ona naprawdę kochała, czy tylko sobie to wmawiała?
- Co prawda słyszałam, że będziecie mieli dwumiesięczny wyjazd, ale to było jakiś miesiąc temu – dodała do swojego gestu zapominając tak naprawdę, jak wiele zrobiła usłyszawszy tą wiadomość.
- Zaprowadzisz ich do salonu? – zapytał brunet. – A ja dokończę w kuchni i jak ona przyjdzie to się przeniesiemy.
- Dobra, ale idź się przebierz.
- Ty też.
Zaprowadziła trójkę świrów do salonu i zostawiając ich samych udała się wolnym krokiem do schodów, lecz zatrzymał ją dzwonek.
- Otworze – krzyknęła bez zastanowienia, jakby była we własnym domu i pobiegła do drzwi. Co prawda czuła się tutaj tak spokojnie i dobrze, że wiedziała, że chłopakowi nie będzie to przeszkadzać. Otwierając drzwi już w połowie zadała to pytanie:
- Co ty tutaj robisz?
- A ty? - Spojrzała na nią Victoria. – I coś ty ze sobą zrobiła?
- Pomagałam Davidowi i nie obyło się bez bitwy z mąką. Dobrze, że jesteś – przytuliła przyjaciółkę przy okazji brudząc jej czarną sukienkę.
- Tutaj byłaś bezpieczna – wyszeptała. –Ale jak?
- Potem ci opowiem, teraz nie rozmawiajmy o tym, nie chce – zakończyła Jess i zauważyła bruneta. – To ma być ta twoja siostra?
- Jestem twoją siostrą? – zapytała Victoria. – Miło.
- Tak, co nie podobna? – zaśmiał się chłopak.
- Nie! Okłamałeś mnie – szturchnęła go w ramie.
- Nie chciałaś zadzwonić.
- Właśnie, nie zadzwoniłaś – strąciła się znowu Vi.
- Wiem, dziękuje – przytuliła go, a on się jedynie uśmiechnął.
- Ooo – wydała z siebie Vic, a oni równocześnie na nią spojrzeli. – No co? Tak słodko to wyglądało.
- My się polecimy przebrać, chłopaki są w salonie, trafisz do nich? – oznajmił Victorii David.
- Tak…
- Ja będę pierwsza w łazience – przerwała jej Jessica i pobiegła na górę.
- To nie fair – krzyknął za nią chłopak i ruszył biegiem na schody. – To moja łazienka.
- Ale ja jestem pierwsza – dało się słyszeć z góry jej krzyk, kiedy prawdopodobnie stanęli przy drzwiach.
- Wcale nie…
- A wcale tak…
- Nie…
- Gościom się ustępuje, a jak wiemy to jestem twoim gościem. – nie dawała za wygraną.
- Naprawdę? Czy goście otwierają drzwi innym gościom? Czy goście robią lunch? Czy goście świrują tak w sklepie, że potem nie mogą wstać? – dopytywał.
- Nie, ale.. – nie dokończyła.
- No widzisz, nie…
- Daj mi dokończyć – wkurzyła się.
- Nie dam ci dokończyć – podniósł jedną brew robiąc bardzo śmieszną minę.
- To ja cię nie wpuszczę.
- No dobra kończ – uległ.
- Nie zachowuje się jak gość, nawet nie czuje się jak gość, ale na ten jeden dzień pokochałam ten dom. Ten bezpieczny dom – uśmiechnęła się. – Ale i tak cię nie wpuszczę.
- Jak możesz?
- Po prostu, mogę – wyszczerzyła się
- To wchodzimy razem…
- Nie mam mowy. Idę pierwsza – zakończyła i zatrzasnęła drzwi.
To jest genialne ;P Zakochałam się hehe. Sceny z mąką najlepsze... :P Dodaj szybko kolejny ;)
OdpowiedzUsuń