24 maja 2015

ROZDZIAŁ TRZYDZIESTY SZÓSTY


   Witam, witam :)

   Dziś nieco krótszy rozdział niż pozostałe, jednak nie wiedziałam jak się za niego zabrać. Siadałam do niego trzy razy, ale dopiero dzisiejszego wieczoru coś we mnie drgnęło i udało mi się go napisać.
   Wiem, że już jest prawie poniedziałek, ale ważne że rozdział się pojawia. Nie miejcie mi tego za złe i mam nadzieje, że się spodoba :*


Manka ♥



**** **** **** **** ****


- Hej! – krzyknął David. – Może poczekałabyś na mnie.
- To przyśpiesz, bo poruszasz się jak ślimak – Jessica wystawiła chłopakowi język i zaczęła szybciej biec.
- Ja poruszam się jak ślimak?! – brunet pojawił się obok dziewczyny z udawaną miną. – Teraz zobaczysz.
   Chłopak ruszył sprintem przed siebie. Nie spoglądał na Jess, jedynie gnał przed siebie, aby do przodu. Na jego twarzy rysował się uśmiech. Czuł chłodny wiatr muskający jego mokre ciało. W oddali nie było widać nawet jednego żywego przechodnia. Wszędzie tylko wielkie budynki Los Angeles, co chwile przejeżdżający samochód i zieleń w postaci drzew i traw. Chłopak czuł się wolny jak ptak, który został wypuszczony z klatki. Czuł, że trzeba mu było takiego wycisku jaki dał mu ten trening. Nie zwracał uwagi na późną porę i wizje wczesnego wstawania następnego dnia.
   Jedyne co się w tym momencie liczyło, to wielka przestrzeń, uczucia i myśli. Każdy centymetr jego napiętego ciała pragnął zatrzymać się i złapać w ramiona biegnącą za nim Jessice. Pragnął poczuć jej oddech na swojej szyj, ciepło jej ust na własnych wargach, szybkie bicie jej serca. Pragnął jej, on naprawdę chciał tego, ale nie mógł…
   Walczył z sobą samym, sprzeczał się ze swoimi myślami, ze swoimi pragnieniami. W jego wnętrzu toczyła się wojna. Serce mówiło co innego, a rozum co innego. Nie potrafił wybrać żadnej z opcji. Nie potrafił nawet wytłumaczyć samemu sobie tego stanu rzeczy. Nie umiał zrozumieć, dlaczego tak bardzo jej pragnie, dlaczego każdy jej gest jest tak ważny i nieuchwytny zarazem.
   Wypierał ze swojego wnętrza opcje zakochania, czuł, że to nie jest to. Wierzył, że nie mógł się zakochać, a tym bardziej zauroczyć. Wmawiał sobie, że to tylko przejściowe, że za parę dni przejdzie i będzie wszystko w porządku. Ale czy na pewno…
   Tego właśnie nie wiedział, nie wiedział tak naprawdę nic. Jednak nawet gdyby mógł się w niej zakochać, to ten stan rzeczy nic nie zmieni. Jessica jest wspaniałą osobą, jednak on nie jest jej wart. Jego pewność i natura pokazała na co tak naprawdę go stać, na ich pierwszym spotkaniu. Jego zachowanie przekreśliło wszystko, tak uważał. Jednak prawda był nieco inna…
- Co się ze mną dzieje… - wyszeptał i dopiero wtedy zorientował się, że zamiast biec stoi w miejscu. Pierwsze co zauważył podnosząc głowę, to uśmiech na twarzy Jess, która w tym momencie go wyprzedziła.
- Czyżbyś odpuszczał? Straciłeś siły? – zachichotała i tylko przyśpieszyła. – A może dajesz mi wygrać?! – po chwili zastanowienia stanęła i spoglądała na chłopaka.
- Chyba śnisz!… - krzyknął i za chwile się zaśmiał. Kiedy zobaczył zdziwienie na twarzy dziewczyny, spiął wszystkie mięśnie w swoim ciele i ponownie zaczął biec. – Kto pierwszy do furtki!
    Ostatnie zdanie dla Jess zabrzmiało jak wyzwanie, więc nie tracąc czasu, zaczęła szybko biec, jak tylko mogła i na ile starczyło jej sił. Chciała pokazać Davidowi, że w życiu zwycięstwa nie zawsze należą do mężczyzn.
    Do otwartej furtki dobiegli w tym samym czasie i zaczęli się przepychać.
- Zwycięstwo – wykrzyknęła Jessica oraz David w tym samym czasie. – Ty?... O nie!... Byłem/Byłam pierwsza!... Nie ma mowy… Byłeś drugi/ Byłaś druga… - krzyczeli na siebie wzajemnie.
- A wcale, że nie – dziewczyna się wkurzyła. – A teraz mnie przepuść – popchała chłopaka i próbowała wejść na podwórko.
- Nie tak prędko – złapał ją w pasie i odwrócił w swoją stronę. – Nie byłaś pierwsza kochanieńka i oboje dobrze o tym wiemy. Ale mogę ci oddać zwycięstwo pod jednym warunkiem – uśmiechnął się łobuzersko i pokazał śnieżnobiałe zęby.
- Chyba śnisz – zaśmiała się dziewczyna. - Nie odpowiadaj mi bajeczek, że ty byłeś pierwszy, bo nie byłeś, a twoich warunków nie muszę przyjmować. A teraz możesz mnie puścić? – spojrzała na niego.
- Jak tam chcesz – udał oburzonego i zarazem poważnego, a po chwili odsunął się i wskazał ręką furtkę. Kiedy Jessica odeszła od niego parę kroków, powiedział. – Ale i tak zwycięstwo jest moje.
- Słyszałam! – krzyknęła nawet się nie odwracając.
- Miałaś słyszeć – odpowiedział jej takim samym tonem, a po chwili dołączył do niej i razem poszli za dom do ogródka, gdzie była mała altanka, huśtawka, duża wierzba i trochę kwiatów.
    Jessica jako pierwsza wyłoniła się za rogu domu i zauważyła, że jej tata stoi przy huśtawce z miną, która wskazywała, że jest w stanie odeprzeć atak, że jest gotowy stanąć w czyjeś obronie. Natomiast mama dziewczyny siedziała spokojnie na kołyszącej się huśtawce i pod nosem śmiała się z męża, w taki sposób, aby niczego nie zauważył.
- Cześć mamo, cześć tato – przywitała się Jess podchodząc do nich i przytulając na powitanie. – Co tutaj robicie o tak późnej porze?
- Relaksujemy się słoneczko – odparła mama uśmiechając się i stając przy panu Braun.
- Mamo, tato to jest David Johnson. Mój przyjaciel – wskazała na chłopaka, który stał dwa kroki od niej. – A to Dav są moi rodzice. – przedstawiła ich sobie, a oni przywitali się z brunetem poprzez uściśniecie ręki, gdyż dziewczyna zdążyła wcześniej uprzedzić chłopaka, że jej mama nie lubi jak się ją całuje w dłoń na przywitanie.
- Miło mi państwa poznać – odparł David i się uśmiechnął.
- Nam ciebie również – odwzajemniła uśmiech pani Braun.
- Miło, że ktoś troszczy się o naszą córkę i doprowadza ją aż do samego ogródka – mówił z poważną minął tata Jess. – Naprawdę dobrze wiedzieć, że ma kogoś takiego u swojego boku. Mam tylko nadzieje, że wie pan, co robi. Gdyż nieco dało się słyszeć przed chwilą krzyków…
- Tato… - zaśmiała się dziewczyna. – Przestań z tą powagą. To były tylko durne wygłupy.
- Mam nadzieje, że Davidzie dbasz o mój skarb jako przyjaciel, a może jesteś jej ochroniarzem? – udał, że nie słyszy słów córki.
- Ja ochroniarzem Jess? – zaśmiał się Dav, ale za chwile spoważniał. – Nie proszę pana, nie jestem jej ochroniarzem, ale podoba mi się taka propozycja. To bardzo dobry zawód.
- Wiecie co, ja odprowadzę Davida do samochodu, a wy wejdźcie do domu, a ja zaraz wracam – podała im kluczyki, a tatę zmierzyła wrogim spojrzeniem.
- Już pan wyjeżdża? – zapytał ponownie dość oficjalnie pan Braun.
- Przykro mi, ale muszę. Zobowiązania związane z rolą szofera dla znajomych wymuszają taki stan rzeczy. Jednak mam nadzieje, że się jeszcze zobaczymy. Miło było mi państwa poznać i życzę udanego wieczoru. – uśmiechnął się, spojrzał na Jessice i ruszyli przed siebie. – Dobranoc.
- Co ty taki poważny i oficjalny? – dziewczyna szturchnęła w ramię Davida.
- W takich sytuacjach raczej tak wypada – odparł.
- Dżentelmen? – uniosła jedną brew i spojrzała na niego.
- Oczywiście, to mojego drugie imię – zaśmiał się i stanął przy drzwiach samochodu Francisa.
- Zapamiętam – puściła do niego oczko, a uśmiech nie schodził z jej twarzy.
- No to chyba na mnie już czas…
- No chyba tak… - spoglądała na niego, rozmarzonym, ale zarazem smutnym spojrzeniem. W sercu czuła, że chciałaby bardzo mocno, aby z nią został, jednak nie mogła go zatrzymać. Nie wypadało.
- Dziękuje za dzisiejszy trening, bo bardzo mi było trzeba tego wycisku.
- Ty mi dziękujesz? – zdziwiła się. – To chyba ja powinnam tobie dziękować za ten cały dzień, za te quady i upragniony relaks. A do niektórych spraw lepiej nie wracać, choć pewnie przy kolejnym spotkaniu będziemy się z nich śmiać. Jeszcze raz dziękuje – przytuliła chłopaka. – Tylko szkoda, że już jedziesz.
- Niedługo się zobaczymy – uśmiechnął się, aby poprawić jej humor. – Do zobaczenia.
- Do zobaczenia – pocałowała chłopaka w policzek na pożegnanie i otworzyła bramę czekając jak David odjedzie.
   Idąc w stronę drzwi wejściowych, skarciła się w myślach, że jest nieodpowiedzialna i nie umie trzymać języka za zębami. Nie mogła sobie wybaczyć i zarazem zrozumieć samej siebie. Zastanawiała się, dlaczego zamiast tylko pomyśleć, powiedziała, że „… szkoda, że już jedziesz”. To było dla niej dziwne i zarazem nie logiczne.
   Czuła, że ze zmęczenia jej głowa przestanie prawidłowo funkcjonować, że musi położyć się spać i wyrzucić z głowy te głupie myślenie. Była szczęśliwa, że jest jak jest i pragnęła jedynie, aby tak pozostało… Uważała, że miłość to nie uczucie dla niej.
   Wchodząc na korytarz, zauważyła mamę, która czekała na nią przy drzwiach od kuchni ze skrzyżowanymi rękami na piersiach.
- Czy coś się st… - zaczęła Jessica niepewnie.
- Czy to był ten David Johnson, ten o którym myślę? – przerwała jej kobieta.
- Taakk…




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy